/Archiwum_001_09_171_0001.djvu
London, 12th August, 1973
J
Redakcja i admini.'tracJa:
67 Creat Ru ssell Street,
WCIB 3BS
tel. 01.242.3644
Prenumerata kwartalna £2.50, w Stanach Zjeo-
noczonych i Kanadzie $7.50, w Belgii 355 h.
be]g., We Francii 35 fr., w Niemczech 30 OM.
w Szwajcarii 35 fr. SZ\v., we Włoszech 4.125
lir, w innych krajach r6wnDwart
ć $7.50. -
Zmiana adresu !Op. - Czeki należy wystawiał
na ,,\Viadomości". Ogłoszenia. Cena za
l cal x l szpalta £2.00
RePstered at 1be G.P.O, as a newspaper
, Cena 2Op.' I Dziś 6 stron I
Rok X XVIII nr 32 (1428)
LONDYN, 12 sierpnia 1973
Założyciel: Mieczysław Grydzeww
TYGODNIK
-....--.:.... -
"I:
-"-+."
".a., ,j
,:
,' ._'
, ".'
X* ,', - ": :'
'._<
';'-'?:< -:
"'fV"'"
r.'
,',
\\ ./
>h.
y
:.,
';"y..
. < '.".
J
JULIUSZ SAKOWSKI
Wacław Grubiński
(25 stycmia 1883 - 8 CLerwca 1973)
Gra bez pedalu
. Wacław Grubi,i.fki łączy się ze
wspomnieniami o Warszawie n'.ls::ej
młodości; jego uwodzicielska wyt-
worność, sceptyczny uśmiech, recen-
zje i premiery Jbyłv pełnym swo-
istej barwy szczegółem jej tła. Szcze-
ółem, któlY mógł podzia'ać draż-
niąco, jak tego dowodzi p łen pasji
arak wytoczony kiedyś przez Stefa-
Ila Napierskiego; wystąp} on prz,,-
ciw Grubińskiemu, jako przedstaw:-
cit:lowi warszawskiej płycizny i
"pianki" o pozorach wykwintu i lek-
kości, przesłaniających pustkę. Ni-
czego innego nie dostrzegł no po-
stawie pisarskiej Grub'liskiego, choć-
by tego, że odcinała s:
od ogólne-
go tła twórczości polskiej Sil ym od-
rębnym, przeciwstaw iająr YIII się jej,
wyrazem.
Twórczość Grubińskiego n'gdy
nie tonęła w mroku gwiazd, II' s::.tu-
cmych glt:hilU'h i zalnotnvch da
lach. Za młodu ominęły ją szczę-
śliwie nokturnowe akordy i przepas-
tne otchłanie, których bezdenna do-
RłębllOŚć wiała bezmiarem nudy.
Grubiński nie uległ i pÓźniej prze-
pisowym II' literaturze nasze; nastro-
jom, obcy zarówno koturnom, jak
1111: ł awicowym rozwichrzeniom. Za-
miast patosu miał pół-uśmiech, za-
miast grandilokwencji - zwięzłość,
zamiast nadmiaru - umiar. W od-
różnieniu od męt1le; symbol ki za-
wiłych wzlOtów, obowią-koll'ych w
jego pokoleniu, proza Grub'ńskiego
jest jasna i przejrzysta. l dopiero
próbując określić na c
ym polega
jeRo umiejętność osiągania efektów.
odkrywa się styl celny i niezawollny,
którego doskonałość od::.nlrza się
właśnie tym, że jest niedoftrzegaln-y.
Jasność i cZystość tego stYlu pow-
stała Z przezwyciężenia przerostów,
odrzucenia zbfdnych ozdób i orna-
mentów. Pod jego ch'odną, szkli.
ta
powloką uwięzione są w::rus::enia i
nie przestają być żywe, mimo trzy-
mania ich IW wod::.y. Bo. wbrew mo-
Rącym wprowadzić w błąd pozorom,
Gruhi,iski nie jest ani cynikiem, ani
zimnvm rezonerem; o ::lłolnośc; je-
RO do entuzjazmu świadczy to co
ma do powiedzenia o Krasick'm. o
Prusie. Ale entuzjazm jego unika
wielkich słów, II-yraża ,fię pm\'Ścią-
gliwie. JeSt to zapał bez szarży, unie-
siellie bez niezdrowych podn'ecCli.
*) Ze zbioru esejów P.t. ..Asy i damy".
Księgarn!a Pols,ka w Paryżu. 1962.
'r
III
I
"": "
ł
P'<
"
..
"
.,
'
*)
Nie tylko spo.\Obem pisan'a roz-
ni się Grubiliski od I
'ielu swych ko-
legÓw. ale i rodzajem twórczości.
Rodzajem tym jest komed'a (nieraz
jednoaktowa), esej, nowela. Wyda-
wanie utworów dramatyc::.nych nie
było u nas w zwyczaju, jak to jest
przyjęte gdzie indziej. We Francji,
obok stałych wydań klasyków teatru
ukazuie się drukiem każda wybitniej-
.fza sZlllka współczesnego repertua-
ru. U nas nie wydawano sztuk, choć-
bv były PerzYliskiego czy R:ttnera.
nie czytano Il1worów teatralnycI,.
ESt:'; literacki był rodzajem twórczo-
ści tak rzadkim, że na jego określe-
nie me znaleziono dotąd polskiego
odpowiednika. Na.wet nowela budzi-
ła u nas opory i nigdy nie moglrl
zdobyć poczytności, na którą zasłu-
guje. Zadaniem jej jest na ogran;-
czone; ilości stronic w;:budzi(
zaję-
cie. dać zarys postrt(";,
h,'orzyć na-
strój. Powieść mOŻe być dziełem wy-
bitnym, mimo dłużyzn, błędów, bra-
ków; II' noweli jeden zgr::.yt czy fał,
z
burzv całą budowę. Nie można tu
nic Iladrobić -formą, bo i ta w no-
weli nie może się narZ/icać. Gm-
biliski napisał 9 tomów nowel; w
takich jego zbiorach, jak "Pocałll
nek", "Moc kamienna", ..Lwy ;- św.
Grojosnaw", znajdują się nowele
znakomite.
Mógł w tej d::.iedzin'e odegrać je-
szcze poważniejszą rolę, gdyby jej
nie traktował, IIwże nieslusznie, ]a-
ko boczny tor swej twórczości, wy-
że; zawsze ceniąc lawy scen:czne i
więhzą przywiązując wagę do swych
utworów dramatycznych.
Powstałe na emigracji utwory
Gmb;,iskiego również .WA niepod(l
bne do twórczości innych Wspó'cz.es-
nych naszych pisarzy. Tom ,O Ue-
raturze i literatach" obraca s'ę w
skali od Tacyta i Woltera do poezji
Paula Valćry: zawarte w nim roz-
biory ki yryczne pIsane są Z uśm'e-
chem pogodnych ::.amyślell, ich eru-
dycja nigdy nie nudzi - zajmuje
i działa p
budzająco. Ks'ążka "Mię-
dzv młotem a sierpem" różni si,
od innych InpomniC11 z pJbytu w
Rosji; padół nęd::y oglądany jest
przez szkła wieczności, ska;:.aniec w
łagrach patrzy na niewolę i barba-
rZ.Histwo Z wyniosłym spokojem. W
tym dystansie spojrzenia z obojęt-
nych i niewzru.fzonych wyżyn mieś-
ci się bezmiar pogardy dla płazów.
Juliusz Sakowski.
'"'*
I.
ł
I
\
...
._ł'
Wacław Grllbiński i prof. Stanisław Stroński
na wręczeniu nagrody pisarskiej SPK,
LEOPOLD KIELANOWSKI
Nie
trzeba
by C
G DY Wacław
rubiński.
kaz
DY z.właszcza szacunek dla słowa. które-
zostal w czasie ostatme) wOjrny go nigdy nie nadużył- Nie uz.nawał
przez sąd sowiecki na śm:erć za na- improwizacji. Niczym Aaubert, o-
pisanie w niepodległei Polsce sztuki pracowywał kaidą wypowiedź do
teatralnej o Leninie. i gdy pozwolo- najdrobniejsz.ych szczegółów. Nie do-
na mu na wypowiedzenie ostatniego wierzał emocjonalnemu natchnieniu.
życzenia, zap}'tał: .,Czy w wi
:zieDiu Wyważał stowa, szJifawal je, dobie-
znajduje się encyklopedia?". - o,Ą raI i'ak szlachetne kamienie w na-
dlaczego? odrzekł Lejtnant. Jest nie- szyjniku zdań i sflkwencji. próbuhc
jedna". - "Chodzi o ciekawostkę, ich z.naczenie. dźwię-k i aurę. Pr,l-
nic ważnego... Ale jeżeli n'ema...". gnął, by najcelniej i jednoznacznie
- ..W kancelarii jest -niejedna. A co wyrażały jego myśli. Ale nie był
by pan chciał?" -- "Dz.iw-ny zbieg przy tym zimnym racjonaI:stą. Go-
okoliczności. Rzecz zresztą bez Z.na- reał wewnętrzille. Napisał kiedyś żo
I.:zenia. Urodziłem się prawie co do ..mało jest rzecz.y efektownieiszych
godziny w sto lat po Stendhalu. Był jak temperament, prześc"gający roz.,
taki pisarz francuski, nazywał się wage".
Beyle. pisał pod pseudonimem Stend- W stylu GrubińSlkiego można od.
hal. Przyszlo mi na myśl że byłobI kryć racjonaliiStyczną harmonię.
zabawne, gdYby data mojej śmiercI... odziedziczoną. chyba z krwią fran-
miała się zgodzić z datą jego śmier- cusk ą matki, Marii Gabr:eli Meu-
ci. jak sie zgadzają daty naszych, nier. Studiował nauki społecme, fi-
urodz.in. Otóż nie pamiętam. kiedy lozofie i literaturę w Niem:zech. we
umarł Stendha]?..". Włoszech i We Francji. Ale naj-
Okaz.ało się że Wacław tJrubiń- wieksz.e zainteresowanie budziła w
ski nie miał umrzeć w rocznicę nim historia. którą pojmował jako
śmierci StendhJla. 23 marca. Była gre polityczną. opartą o czyny n:e-
mu ona sądzona dopiero w trzydzie- przeciętnych indywidua1ności. Doszu-
ści kilka lat później. Ale ta rozmo- kiwał sie źródeł mechanizmu proce-
wa o Stendhalu, prowadzona w wię- sów historycznych w psychologii
zieniu sowieckim w cieniu cz.yhają- władców. prz.yw6dców cz.y królów.
cej śmierci, oddaje najlepiej jego Dzieje świata rozgrywały się dla
niewzruszoną. stoicką wiarę w prz.e- niego jakby na wielkiej szachowni-
znaczenie człowieka. której pozostał cy, na której figury posuwa pasja,
wierny do sędziwych lat. spędzonych namietność. miłość czy nienawiŚĆ.
w skromnym pokoiku londyńskiego ale które trzymają się raz na zawsze
emigranta. pytaniami. które zadawał przez. prawidła gry wyznaczonych
swym oprawcom. burzył ich własny dróg. Spojrzenie takie musiało go 0-
spokój., a sam pozostawał nietknię- cz.ywiście doprowadzić do zajęcia się
ty przez degradującą wszystko. po- teatrem. do próby poruszan:a figur
nurą rzecz.ywistość. Podjął swój cięż- ludzkich na szachownicy - scenie.
ki los jako przygode umysłu i pró- Wą.tpię. czy w pierwszej pOłowie
bę utrzymania tych walorów, które naszego stulecia istniało wielu ko-
uważał za m:jpiękniejiSze w cz.łowie- mediopisarz.y. kt6rz.y by z podobną
ku. Czytając jego pamiętnik z po- maestrią układali sytuacje sceniczne,
y:-;::""I . I
.t.)\. ,
...
/y
'
,,,
/
--
"
'"
.
" '
..
......-- -+--
j
'"
/
I
....-
. ----..;..-
Wacław Grubiński przemawia na uroczystości dwudziestolecia
Sceny Narodowej. zorganiwwanej przez ZASP Zagranicą, w
Londynie, r. 1965
bytu na nieludzkiej ziemi. nie WI-
dzimy łachm:mów, osłaniających je-
go wychudłe ciało, nie pamiętamy
awitam:nozy iagiernej. Przeciwnie -
z kan j:;:go ksiąŻki "Międz.y mło-
tem a sierpem" bije, promieniuje
nieustraszona wiara w dostoj:;:ństwo
człowieka i w potegę ludzkiej myśli.
Emocję. która może cz.łowie'ka roz-
brajać. pokrywał pancerzem ironii,
dQwcipu. Takim był w latach po-
wodzenia w przedwQjennej Warsza-
wie, takim pozostal w najtrudniej-
sz.ym ukresie sowiockich
ądów, wy-
roków i lagrów.
Wacław Grub:ński. senior p:sarz.y
polskich. dożył dz.:ewięćdziesięc'u lat
i zmarł w Londynie 8 cz.erwca. 1973
Urodzony w Wahzawie 25 stycz
a
1883 przebywał i pracował w sWOIm
rodzinnym m:eście przez. długie dzie-
sIątki lat, należąc do najbardziej zna-
nych i popularnych pisarzy i publ-
cystów. Będą.c stałym krytykiem li-
terackim i teatralnym "Kur.era Po-
rannego" umieszczał na jego SZ.Pk:ego prób
ka jego roz.umowania. Felieto-
ny., kt6re pisywał przez ki
ka-
dz.iesiąt lat w polskich pericdykach
i oismach codziennych. s.populary-
zowałv jego imie jako jednego z naj-
wytworniejszych publicystów i sty-
listów polskich. poruszających cały
waehl:.rz zagadnień sztuki, literatu-
ry i kultury, z.awsze z w,1asnego, nie.
zal
żnego punktu widzenia. .Jestem
innego zdania" - oto hasło, k:órym
określał swoje pisarstwo. ,.PISUję nie
dlatego, aby kogoś przekonać. tyl-
ko by ujawn:ć swoje racje. Przeko-
nywanie jest czym!i w rodzaju zmu-
sżania. Jest więc działaniem w grun-
cie rzcczy niedemokratycznym. A ja
jestem demokratą. A demokrata to
cz.łowiek, podporządkowujący sie
wię'kszości, p I' Z e c i w której ma ra-
Cję".
Ten oryginalny myśl:ciel nie m:eś-
cil
ie oczywiście w żadnym party-
ku]arzu. Każda iego wypowiedź adn:-
sowana była do elity kuL:uralnej i
umysłQwej. Był przeto "arystokr.l-
tyczny" w tym najpiękn:ej;;zym. bo
odnoszącym sie do wz.lot6w myśl;
człowieka znaczeniu. Racjonali7m
Anatola France'a i powściągI wość
stylistyczna Paula Valery były dlań
chyba najbliższylTT\ w1.Orem. Emocję.
kt6ra jest wedle Grubińs.k'egQ :Mód-
lem wypowiedz.i twórczej. należało
ukrywać pod maską ironii i k]asycz-
nego umiaru. "Rozum nie kłóci się
z natchnieniem - p sal. Nie konie.!
cz.nie trzeba być intclig
n:em. :łeby
być natchnionym. AJe nie trzeba
być wieszczem. Pisarz pow;nien się
wstydzić roli Pytii". Oczywiście ta-
kie .,credo" Grubińs.kiego było sprze-
czne z tradycyjnym widzeniem roli
pisarza w naj1bardz.iej brzemiennych
epokach naszych dziejów. "N'e na-
leży do dobrego smaku by': włas-
nym afiszem - pisał - Trz.eba się
myć. trzeba się strzyc. trzeba być
zdrowym. trzeba być dobIle wy-
chowanym. Nie lubie poetów puszyś-
cie owłosionych. Z ledwoś:ią wy-
haczam Stowackiemu jego rozcheł-
taną. koszulę, a Oscarowi Wilde -
słonecz.nik w butonierce".
Najdalsz.y od patosu. powściągI:-
wy w okazywaniu emocji. posługi-
wał sie tym cennym kmszcem z
niez.mierną rzadkością. Znalazłem w
jego esejach, pisanych po wojtnie w
LQndy.nie kilka tyliko zdań, w któ-
rych napór u::zucia przełamał na-
rzuconą sobie przeZ. autora dys:y-
rline umiaru. Pisał o swym rodzin-
nym. zawsze najbIiższym mu mieś.
cie. o Warszawie: ,,\Varszawa była
stolicą ducha polskiego pod okupa-
cją rosyjską i niemiecką i nOe prze-
stała być stolicą na\
et w:edy, k 'edy
się stała w naszych oczach nowo-
czesnymi Termopilami, które odpo-
wiedziały Słowackiemu na jego
saPlc.astyczne py'tanie: Hu was
było? - tak wymownie. że praw-
dz.iwe Termop:.le stały s:e m niaturą
bohaterstwa" .
Ten humanista, filo1.Of, Europej-
cz.y'k, ważący w swoich p:smach za-
gadnienia moralności, 1.Ostał podda-
nv w dob;e ostatniej wojny najcięż-
szei próbie charakteru, próbie. któ-
ra nie tylko mogła mu przynieść
poniżenie godności ludzkiei. złamać
iego styl życi.a, ale slkończyć się
_ iakże śmiercią fizycz.ną. Grub:ński
został aresztowany w s
ycz.niu \1)4(t
we Lwowie przez. NKWD i po pół-
rocznym trz.ymaniu w tamtej-;z.ym
wiezieniu, przewiez.iono go do Ho.
rodni na Ukrainie, gdz.'e wr
zono
mu akt oskarżenia. głoszący że .,na-
pisał w latach dwudz.iestych sz:ukę,
p.t. "Lenin" i WYSltawir ją w te-
atrze warszawskim. Otóż utwór ten
miał (wedle stresz.czenia sztuki. do-
konan;:go przez Putramenta) ..oczer-
niać geniusza ludzkości". Poza tym
oskarżono go że .,w cz.as:e dwudzie-
stolecia swojej pisarskiej dzia!alno_i-
ci szkodził klasie robotniczej przez.
wystepowanie w byłej Po],ce na ła-
mach prasy burżuaz.yjnej p'l'Zec w
partii komunistycznej i Związkowi
Republi'k Sowieckich"... "W grudniu
przekroczył nielegalnie granice Związ_
ku Sowieckiego".
Sąd w Horodni. a potem powtór-
nie sąd w Kijowie skazał Grubiń-
skiego za te ,.prz.estępstwa" popel-
niune dwadz.ieścia lat prz.edtem w
niepodległym państM'ie pohkim .,na
kare śmierci przez. rozstrzelanie".
prze7. 84 dni ocz.ebwał pisarz. w
amotnej celi wykonania wyroku.
nasłuchując w dzień, a szczególnie
w nocy. czy drzwi sie nie otw:erają
i cz.y nie pada jego na.zJWisko. Wre.
szcie w naj,wyższ.ym Trybunale Re-
publi-k Związkowych w Moskwie,
po zmianie paragrafów, według kt6-
rych prokurator cz.ernichowski os-
karżał autora "Lenina", skazano
"1'i"SZ(
Zelll.
UI'Ubińskiego t Y I k o ,,na dziesięć
lat więzienia i na cztery lata pozba-
wienia praw obywa,te]skich... b
z
konfiskaty majątku".
Przewieziony do łagrów połnocno-
uralskich doczekal sie zwolnienia w
wyniku ataku Niem.:6w na swego
dotychczasowego ..naj]epszego so-
jusznika" i podpisania umowy gen.
Si'korskiego z rządem ZSSR. Ale i
wówczas nie zwoln:ono go od razu.
Przytrzymano go w obozie pracy o
iedem miesięcy dłu.żej niż Innych.
Sny depesze z Anglii do Buzułuku.
aby odnaleźć Grub'ńskiego. Starali
sie pisarze. prowadz:li starania ak
torzy. wysyłały depesze z. Londynu
do ośrodka Polskiego Czerwonego
Krzyża w Rosji jego bbkie przy-
jaciółki z. warszawski(h teatrów. pa-
nie Mila Kamińska i Kazim;era
Skalska. Odpowiedź sowiecka brzmia-
ła: Nie można go odnaleić. Nie ma
go. -.
Wreszcie po dług'ch mi',:s.iącach,
gdy iuż niemal nie było nadziei na
odnalezienie pisJ'O ., '-
f'u 'filC '(). _ U lir "'.C ,
t. ;tyJ]'
.fI!ar I... '
IrO ot".4-.1(' '.J ." -ol .
.. . ,1.:04 .
"wrx -;att r_
'at: . II ,
. CliV'" O. .
PCłł lilii
p" %;-
'.. (I
. C"
i'
.......$0 ,.
..
J"
1&
C .
.:c. -n, -
.a. Qł*. ....-
*'
...
łił! "
. ,
11 .-J> 1ł1
't"
t
!'A.
,u, i
'.
.
lIf
".-
11_
ł
't:
e
M
'ł
..
..
j&.<
1/11
4ft "oL
. Ił.
] "-
...
."'"'
't. _
. .... ''''01 :'<.'1:"
Jit., " .
.;;,'
. '--".
""
w .t.....
.---
a.
-If'!'>'-.
« .i> .-, "iIIt'. -ł L :er
'0 ... (lda U,.tII. . w
ł! . Ur. ...La
I/. kiJ '. :t I) U! n''lJlt A.. aro" ".It.
r'tuf.>
."H 1(. \Ul
.'- ::ł()
"';t
:£
.
- - ,I'J." ..!lUt "'¥ ł4 !o"IU!f';C---jl lłJ\a
....11. .... .", 1(;"0' __hiO" .... t';.]! -łl1IU. II!!" ił
....li . ,.." "'
" ;.
I
. łł:.
:-I n
o"'. . 1$ W,III O. at:C4
,.
. ... ._'.. . v£"''' ...()........'" f..1 ,111113.11(»;'0 IUlfll" C .'1" "" Pl" UfO,' . !oli! ..,;.. 111/1,11.1 11,,10" 3f1U' lItUl.
YA
as tfu "aJi n..... ,j' ł,j.u _
;
w U_ł'
nro V)U Cli :-' .
..
" .> Ił U . l' a;' u it.'., 'kU} "1' I
i l'
<'łI <>Ii' ,£__..
oro r ł,)
.J{:... ;.S
f-ł.i. .
_ _. ,
'1
< " !t...
.,!,,
: -1"''0 ..
....,U
' IUIJIJU, ,,'.II:<"1I.'ł6 ." '1'C! Qf
"",- D...
', "", '-_114>: ",..'." ł-
..I
n tiill 011'.,+--0 >" , '1> II oJU
_
.1lI . "D... Uf.iI' "., . C'I.'II. *V.ots" IIHIł 'I.'U'I....-4-4,.'
.1" " . I"" ,.'... """,, iii' ;}'Ji! Ił 1:1<"" JOl " \j. \)JI..
'BIl A': .......4 fU.' .' ..... ,
I,lVO;I(
tAlI I U"./Ą' ',<, "..."..'.....-V
tł,a1l!l" .. lljĄ", ," .' ł ł:'7-{ V t!!
C..... .' ...... _'ił ";;;ł
L',-
Orzeczenie
ajwyzsLego Sądu ZSSR z 24 maja 1941. uchylające wyrok
śmierci wydany na Wacława Grubiń!'kiego przez Sąd Okrł!gowy w
Czernichowie. Sąd Najwyższy zamicnil karę śmierci puez rozstrzelanie
na ,.poLbawienie womości na 10 lat z odebr.łniem praw wyborczych na
4 lata'".
Krzyża w Buzułul\u z łagru na da-
]ekiej pótnocy mjr. Choj.nacki, Przy-
wiózł na pamięć wyuczoną dtugą
liste - litanię nazwisk Pulaków.
przebywaj.ą.cych w dalek:ch niedu-
stępnych łagrach Północy, z zapa-
mietanymi numerami obozów i cel.
Na tej długiej liście, którą recyto.
wał i przekazywał pol,k;m władzom
zabrzmiało nagle naz.wi,ko: Wacław
Grubiń
lki-Henrykowicz, łagier
Północno-uralski. obóz karny,
druga komandirówka.
Po wielu długicl1 staraniach Wa-
cław Grubiń
'ki w łachmanach, wy-
chudzony,
horowaony. ale uśmiech-
niety i niezłamany prz.ybył do Bu-
zułuku. Przygody swoje op'sał w
książce "M iędzy młotem a s erpem"
książce mądrej. filozoficmei. kpią-
cej sobie z. czasu i ludzi a nawet
ze śmierci. Odnalazł w sob:e w tych
trudnych dniach, mies':ącach i latach
ton prawdziwie sokratyc:my.
..Lenin" Grub:ń,kiego. którego
picćdlies'ątą rocznice prapremicry
warszawskiej, ob:hodzili
my niedaw-
no w Teatrze ZASP w Londynie,
nie jest ..antysowieckim paszkwi]em"
jak u:wór ten określono w ..Słow-
nlku Billgrafcznym Pi'arzy Pol-
skich". Tu w dramatycznej formie
ukaz.any mechanizm proce
ów re-
,...
11.
J
, ,-
...\
(;.
..... -
'"
pem najlPQważniej6z.ych tematów
najbardziej dramatycmych s.cen.
,.Dowcip jest rz.eczą poważną" pi-
sal. ..Poważną, jak szczęk oręża. i
szluch z. głębi serca. Jak sz.pada dow_
Cip zabija, i jak namiętnoŚć zalewa
ie łzami ".
Bez patosu. bez. krzyku i rozdz:e-
rania szat, samą precyzj
intelektu
i szpad
dowcipu walczył o najwyż-
SZe wartości człowieczeńst....a. o lo-
gikę umysłu. a także li własne życ:e.
. Pisząc Q zmarłych w czasie wojny
plsarz.ach, wSJPomina ta.kże ich śmie-
sz.nost,ki, które z.bliżają czytelników
do nich bardziej. aniżeli patetycz.ne
slowa. "śmierć jest rzeczą poważną
kończy Grubiński swoj;: roz.wa-
ża
.ia . ---:- N:kt o tym nie wie lepiej,
amzeh ja. Ale serdeczna żałoba n:e
boi sie uśmiechu, jak trumna nie
boi się kwiatów".
. Twórczość Wacława Grubińskiego,
Jego komedie. nowele. eseje i studia
krytycz.ne, chociaż nie drukowane w
k!aju. po woj.nie, są i pozostaną cz.ęś-
CI}) literatury poh
iej. Dźwię
zy w
nich orygmalny. Jemu właściwy a
tak rzadki w nasz.ym p:śm:ennictwie
ton .sC?kratycznej mądrości, podany w
lekkiej. urzekającej for!11 ie .
Leopold Kielanowsk.i
I
I
1
J
ł
.t
.
- ,
'" .
,... -
-.
\.
Wacław Grubiński. laureat Nagrody Stow. Polskich Kombatantów
(1950) Jury: Lidia Ciolkos7owa, Sta ,islaw Grochołski, I>udwik Bojczuk,
Antoni 8o
uslawski. prof. Stanislaw Stroński, Tymon Terlecki, Przema_
wia Wadaw (;rubiński
/Archiwum_001_09_172_0001.djvu
WIADOMO
CI
Nr 1428, 11th August 1973
TADEUSZ ALF.T ARCZYŃSKI
Ze wspomnień
o
Waclawie Grubińsklm
,y ACŁA W A l.irubiń,kiego pozna-
łem v. r. 1921, we wczesny
letni poranek w towarzystwie Kami-
la Mackiewicza, śWietnego malarza i
wspaniał,:go !>ewecz'nego Ikompana,
oraz mojego kolegi ze szkoły Szta-
bu Generalnego mjr. Włodzimierza
Ludwiga, z którym łą.zyła mnie
wIerna. aż po kres jego życia -
przyjaźń. Na jego właśnie zapro-
szeme ]echallśmy w kutnow,kle do
m:lianowa. majątku jego br.lta Au-
gu...ta na jakąś famiłiJn
uroczysto';ć
gospodarzy. Gru.biń
ki liczył sobie
wtedy 28 wiosen, Mackiewicz trochę
mnie), ja miałem 32 lata, Włodz o
był o pare tygodni mlodszy.
Tak sie złożyło Że wszy'q wa-
leźliśmy Sle w Warszav. le w osn.!
1918. Grublń
k; przyjechał l Mo,k.
w.,.. Kamil z rozwiązanych. forma-
cji wOjska pohklego w RO"'j!. Wło-
dzio z armil austriackiej,
/ukaj.)C
przydzlalu do tworzących 'e kadr
puł,ku artyleni polskiego wOt,ka -
a ia. po różnych perypetiach Lwią-
zanych z mOją uCieczką l n'ewo';
rosyjskiej. objąłem Komende Gar-
mzonu P.O. W w War...zawl
. reor-
g,mizują:ą się z przetrzeb'onych I
zdzIesiątkowanych aresztowan
ml I
wleziemaml szeregów tel l'rgan zacjl.
W momencie wsiad3Jnia do pxią-
gu tyłko Grubiń...klego n'e wałem
osobiście. choć znane mi bylo jegn
nazwisko jako nowelisty i komedlo-
D1'arza.
- Ujjlł mme z miehca 'iWOlm uś.
miechem. wewnętrzną v.esołości.) I
mezrównnaną łatwością m:)wienia
poważllle o najzabawniej'lych ...ytu:!-
qach.
Szczególn.! moją uwag;: l\ll roclło
włączenie się l.irubińskiego do ...prze
czki. ;aka powstała na tle mimonej
rocznicv zv. YCIf;stwa pohkiego nad
Wisłą. które pewIen jegornoś;; upar-
cie nazyv.ał cudem. a ja z równ}lu
uporem temu Się ,przeclwlałem. Tę
napIętą sylUaCJI. rozładował Grublń-
...kI, który wstał. uśmiechnął '.
< ,
wP'
t .
'
..(: >' '; > <".
, J<. .
"..;;, ?'
;4 '" <,/
f"
£
. >
.
\,
-
mnie żebym mu towarzyszył. Poj
-
chaliśmy później, na spacer do Łazie-
nek. Mówił o tym że nie mógł oder-
wać oczu od czoła Żeromskiego:
.,Jakiż cud się dokomuje w chwili
śmierci. W tej żółtą skórą pokrytej
czaszce - mózg, w którym tak nie-
dawno był cały ś,wiat jego myśl.
mózg w którym paliły się iskry jego
talentu - jego własne, których mkt
:nnv nie mógłby zamienić w pło-
mień jego sztuki. POIIl1yśl - i nagle
... w jakiejś sekundzie ten mózg
przestał bvć mózgiem, stał sie kupą
rozkladających sie tka,nek. które bę-
da pokarmem dla robalkow". I za-
milkI.
A mnIe się przypomnialy słowa
listu. który Liszt napisał do Marii
hr. Agoult o śmierci swej pierwszej
kochanki. ManeUy Duplessis (Dama
Kame]iowa) że jej śliczne ciało od-
dano na pastwę robaków grobu...
Rozstaliśmy się w milczeniu
Jeśli się nie myle latem 1927 za-
prosił mnie aby iść z nim na Wisłę
do pływalni KozłowskIego. Chciał
'A...
""f-""' ..::
..... ' ..
'.
"
..
*
VA.:F:
, - .A:" -,.
1':
"''' ....-¥'"'.
>J
. ....
.........
'I
W Hyde Parku w r. 1957 Wacław Grubiński (na prawo)
Alf-Tarczyński z p. M. R.
Tadeus7
której. chcą
- nie chcąc b
łem
tylko niemym
łw;J1aczenl, uprz
-
tomniłem sobie że ani razu nie pa-
dło ani Jedno wulgarne słowo. a
król Jan i Marysleń,ka mogliby od
nIch obojga brać lekcje wdzięku i
'iubtelnoścl w miłosne) narracji.
Niedlugo potem w Wilnie NIc.
wiarowska poparzyła Się śmiertcłme.
Przypommał mi j.I po widu wielu
latach na jakieś dwa cz
trzy
mieslkiego na ..Zem
cie" w reJ
Lysefli O,terwy. Pamiętam obsadę
Cleśmk -- mistrz Frenkiel, Rejent
- mistrz Rapacki. DyndalskI
mi,trz Kamiński. Paipkin - mistrz
Solski. Wacław - mistrz Osterwa,
murarze: Jaracz i Bednar;:zyk,
Podsto]ina - P.chor. i na okra
c
śliczna Majdrowiczówma. Afisz że
mury walić ..a przedstawienie tak e
podłe - mówił v.rub:ński - a WSlY-
stko dlatego że Osterwa się załgali
Fredro zaczął swą naj.lepszą sztuk e
wołaniem o śniadame. Ale OSlterwa
wie lepiej niż Fredro - 'Zemsta'. ta
szlachecka zawadiacka komedia po-
winno! się zacząć jak jakIeś miste.
rium ". Po zgaszeniu świateł przez
dług,) chwile przy zapuszczonej kur-
yme słychać organy. Kurtyna idlie
w górę - na scenie jakieś postacie
nieznane Fredrze - puboMa czelad-
ka słucha mszy świętej. odprawianej
la sceną dla poboŹI1ego Raptusiewi-
cza. ..Chciałem krzyczeć - mówI mi
GrubińsJu - że to skandal. więcei,
Że to zbrodnia takie pastwienie się
nad Fredrą, ch:;iałem wołać na wi-
downię aby wychodzili z teatru ale
nie potrafiłem zrobić z siebie WI-
dowiska ".
Tak pamiętam Grubiń,skiego. Zre-
sztą on to przedstawienie skrytyko-
wał. jeśłi sie nie mylę tak że Oster-
wa odebrał mu wolny bilet do te-
atru.
Nieraz w rozmowach nad próba-
mi przeróbek sztuk był nieustn-
Slon
m wyznawcą wyłącznego pra-
wa autora do swego dzieła. Autor
chce wIdzieć na scenie swoją sztu-
ke. której daje swoje nazwisko a
nie przeróbki "lepiej wiedzącego re-
iy
era ". Tego zdania nie zmienił do
śmierci
Zwykle ...am reżyserowal sWOle
'ztuki. bo SIC bał że położenie lle-
go akcentu brak pau:zy, może po-
psuć jego inte,ncje Miałem okazje
obserwować jeden z takil'h przykla-
dów na premierze ..Nlewi,nnej GTlt"-
sznicy". W a kcie drugim "ŻOn;] "
(Przybylko-Potocka) leży w łóżku.
Do sYlpiaJ,nl wkrada sie "kochanek
z przygody" (Jerzy Leszczyński). Na
jego widok 70na woła z oburzeniem
- ". .pan jest w piżamie". Lesz-
czyński odpowiada na to "jakto bez
piżamy'!" akcen
ując s-'owo ..bez".
Grrubiń...kl skoczył na krześle i po-
wiada mi z widocznym mesma.kiem'
.,Ja.k mógl J uq-ek ta k ZJwul:garyzować
te kw
tie!". Grubiński uważał swe..
go przyjaciela Leszczyńskiego. obok
Kamińskiego i Jun06zy Stępowsk'e-
go. za jednego z najlepszycLakto-
rów. Spotkałem sie z Grubińskim
po paru dniach na kawie. Powiedział
mi że kazał Leszczyńskiemu l)ffi'en Ć
kwestię: ..jak to (mała pauza), po.
tern prawie szeptem - "bez",! ..
potem wydł:użając wY'l'az, Itrochc
tylko głośniej "plżamy?". Podobno
Leszczyński dostał za to powiedze-
nie brawa przy otwartej kurtynie.
Tak mi się złożyło że z powodu
dlugich przerw Sipowodowanych
częsta zmianą przydziału, w War.
szawie byłem tylko z trzema p
wrotami, wiekszość !>wej słuŻiby peł-
niłem w różJnych garnizonach. Czy.
tałem wszystkie jego sztuki. Na sc
-
widziałem tvlko ..Lenina". ..Niewin-
ną Grzesznicę" i "Księżniczkę Ży-
dowską".
Wy,oadlo mi w r. 1925 przyjechać
na killka dni do Warszawy. nazajutrz
po z
onie żeromsn<.iego. Po połud-
niu. jak zwykle, u Lourse'a spotka-
łem Wacka. powiedział mi że ma
v.ieczorem jako członek P.E.N.
przv o.twarltej trumnie za
ożyciela
tei organizacfi peł.nić wig'le Prosił
mme przedstawić pewnej uro
zej
pam. Nie zawiodlem się na jego
guście. Pani ta przypro\ll adZlła ze
sobą. śliczną mlodą dZIewczynę, któ'
rą widzialem jako tancerkę na sce-
nie Qui-Pro-Quo. Janinę Szymbor-
tóv.mę. Wacek był oczarowany. I od
tei chwIli mÓtl przyjaciel zmienił
'le zupełnie Ten motyl. który z
tylu k'wiatów sp
jat neMary, zn-alazł
swój kwiat. który mu zastąpił wszys-
!'kle inne. Plerwsz
raz ud studen-
ckich czasów byl zakochany. Prz
-
,aciele naz
wah go PigmalIonem.
Gdy następnym razem przy spo-
'obności krót'kiego pobytu w War-
'Lawie stJotkalem go w Teatrze pol-
,kim i zapytałem go tym przygłu-
pim ..co słychać", odpowledzial mi
Le jest szczęśliwy ale tymczasem nic
nie słychać. ale będe mógł ...ły...zeć
laneczke na scenie Teatru Małego...
łyszałem lą w jalkiś czas w kome-
dii "Fura słomy". w której grala
Jdk.,.; malą rólkę.
Ostatnie sześć lat przed WOjną
mIałem przydziały w ŁDdzi, Gnlef-
nie i Lublinie. Kiedyś zaprosił mnie
do siebIe na Żohborz i pokazal mi
l dum.) synka. "Tadeusz - nie masZ
pojecia jakie to szczeście być oj-
.:em ". Odpowiedzialem że mam i że
mój syn jest już w podchorążó'\\oce
marynarki wojennej.
A potem była woina - Szkocja
I Londyn.
Już nie wiem któr
to był rok
- przyjechałem na pare dni do
I
on.dynu. Zadzwoniłem do pani Ka-
zImIery Skalskiej-Szap:iI'o, mojej pier-
v.slei U1:zennicy konnej jazdy. Roz-
krzyczała sie radośnie ..TadzIU --
w
obrai sobie Jerzy (Szap 1'0, urzęd-
mk w rządzie londyńskim) znalazł
Wacia Grubińsklego. Już jest w dro-
dze l. Sybiru do Londy,nu".
zotMczyłem go dopiero po kap-
tulacji NIemiec. gdy ze SzkoCJI p['le-
mosłem Się do Londynu w na-jobrzy.
dhwszym na...troju. Wojna wygra,na
przez sprzymierzone z Polską pań-
twa. ale Pol!ika zdradzona. Nie by-
ło mowy o tak rado
nie oczekiwa-
nym powrocie. Ani dla Wac'ka ani
dla mnie. Widywa"em go bardzo
często. W ładne dni chodziliśmy na
spacery we dwu. czasem we troje z
pa,nią M.R. Angielką. która przc-
tłumaczyła moją ksiąŻJkę o Chopi-
me, v,ydaną w GlasgOIwie w r. 1942
przez ..Ks'ą'żmcę" prOlwadzoną przez
Jadwlgr; Harasowską Z Krakowa.
Pani M.R uczyła angielskiego na
kur...ach oficer...klch. na których by-
lem wykładowcą. Wacek bardzo hl
lubll. Gdy raz spotkałem go same-
go, w
clągnąłem go na rozmowę o
lego przeżyciach w Bolszewil od-
powiedział że nie może o ty'; mó-
WIĆ. a na p
tame co go wstrzymu-
Je. odpowiedział że nie może. że
napisze o tym, ale przedtem musi
poradlić ...oble z opowiadaniem. W
któr
o groZIe trzeba mów Ć l
uśmiechem. o zasądzemu go na
śml
rć
fIlozof.czną pogodą, o Wlę-
zlen
u ]a:k.o o codZIennym życiu. a
czaSIe który stoi w miejscu o dniacH
i mIesiącach, które nie m;ją nazw i
o tym że on musi sam w sobie zna-
leźć sposób jak w tym ludzkim bar-
b
lr.zyń
twie. w smrodzie najokrop-
nlelszel głupOlty musi zostać sobą
-- Waclawem Grubiń'iklm humani-
st.) fj,lo70fem Cl
będzie .:nóg;. ska-
zany, nie bać się
miercl i wyjść jej
na.przeclw,ko z pogodą serca I umy-
słu. On nie chciał grać żadnej roli,
chcIał być sobą. GłowIł sie czy wy-
rok śmierci przez rozstrzelame odbę-
dzie sie postawIeniem pod ścianę z
zawl,)zanymi oczami - czy też mo-
ment śmierci będzie naglym prze!.
ułamek sekundy, uczuciem oparc:a
lufv. rewolweru na lyle głowy.
NIe chcę pisać o tym. bo nie je-
stem pewien czy powtarzam to COl
'I mówil - i czy w tym co piszę.
piSZę
d wrażeniem wspaniałego je-
go najlepszej na emigracji ksj
żki
.,Miedzy sierpem a miotem ".
Przez całe lata odwiedzałem go co
sobote w Jego pokoju. zawsze zawa-
lonym stosami gazet, zwałami przy-
syłanych mu przez pamą Skalską :lu-
'itrowanych t ygodn ilk ów francuskich.
Maleńkie bi\.lr
lko z kup.) listów.
L tebmi jego rękopls.óv. walających
'iie po podłodze. Pisywał tylko w
łó;iku. Przy łóżku miał ZUŻyt e 2 0
Larousse'a i Biblie z masą podkreś-
leń i uwag głównie w Starym Tes-
tamencie.
Okr
rozb;cia jedności narodowej
na emigracji postawił nas w prze-
ci'wnych obozach. Raz zaczął ro!-
mo we na ten temat. Po wym amie
kilku zdań zawymkow!lł: ..TadzIU
- nie róbmy polityki tema:em na-
szych rozmów, bo obaj się na tym
nie rozumiemy. Każdy z nas idzie
drogą. która według głębokiel Wia-
ry i sumienia jest s"uszna. Idziemy
do tego samego celu - i to jesl
istotne" - a potem wroclł do roz-
mowy o Warszawie. Wspomnienia.
Wspomnienia o złotych czasach nie-
podległości i o tych pięknych kwia-
tach. których nektarem się upijał.
Jak w tym wierszu Bova:
O paniach co mnie koc haly,
Serdecznie nieraz my.ile,
Majq swój kącik mały,
Lecz ciepły w moim umyśl.....
Pl/trze Z uczuciem II'IIIY
Ił wasze nikl1Qce twaru
O w}' upoJeń godzin}!
Na życia meRa zegane.
Te ws
ommen'a byly mu najmil-
sze. Był to okres. w którym odda-
wałem sie studium florenckiego
()uaUroccenta. Grub.ńsklego intere-
sowali przede wszystkim humamścl
florenccy. Gdy wspomniałem o dwu:
I.ennardzie Bruni i Carlo Marsu-
pini. z których pierwszy mazwał Flo-
rencję Atenami i uczył florentczy-
ków mądrości pogańskich f ]ozofów.
a drugI był zdecydo.wanym f,bzofem
pogaństwa, a przy tym obaj kole]-
no sprawowali urząd kan
lerzy Re-
publik! - byl uradowa,ny. Gdy mu
opowiedziałem o pogańskich epita-
fiach na ich grobach w slynnym ko:-
ciele Św. Krzvża u Francuszkanów
na chciał wierzyć. Prosił abv m
dostarczyć treść tych ep,taflów. Do-
starczyłem. Na marmurowe, trum-
nie Leonarda Bruni ..Po śmierci Le-
unarda hi6toria w żałobie a sztuka
wymowy staia sie mema i mówią że
muzy zarówno GreCJi jak R7ymu
nie mogą powstrzymać łez" . Na
równie pIęknym renesansowym gro-
bowcu Carla Marsupini: .,0 Muzy
Rzymu I Grecji - teraz rozpuśćc",
włosy -- oto umarła sła\lla i świet-
ność waszego chóru". Widziałem
nieukrywaną radość Wacka. DZI
ku-
].,1-C mi powiedzIal: ..Nie zdalesz "'0-
ble sprawy jak mi się przydadzą Le
dwa epitafia. W katolickim kościele
pogańskie epi,tafia!". Ciekaw jestem
czy znajdą się one w jak mś jego
niedokończonym rękopisie.
Po przekroczeniu osiemdziesiątki
widocznie opadał z sił. powoli tra-
cił wzrok i sluch. Przechodzil sze-
reg drobnych aperacji hamujących
rozwój raka. Zachowywał jednak do
ostatnich czasów świeżość umysłu,
chociaż mówienie spmwiało mu już
pewną trudność. Wiedział ie jego
życie gaśnie z każdym rokiem. VI
ostatnim roku chciał już umrzeć.
Prosił wszystlklch odwiedzających o
danie mu takiej dawki środków na-
sennych aby mógł sie już nie obu-
dzić.
Utkwiła mi w pamięci jed,na z
ostatnich naszych rozmów. ..Ta-
deusz, pozwól mi usnąć. Sokrates
nazywał śmierć najlep."zym snem. W
którym nic sie nie śni"
Odpowiedziałem: że wniosek So-
kratesa pochodzi ze zlej przesłanki:
..śmierć jest snem". Sen jest oznaką
żvcia a nie śmierci.
- A więc czym jest śm!erć'!
- Paremide
twierdzi Że niebytem.
-- Nie może być niebytu. bo nie
może być czegoś czego me ma. Nie-
Oyt to słowo stworzone prze, czio-
wieka jako abstrakt, jak s-łowo "wie-
czność". "nieśmiertelność"
- Sokrate!; udowadniaj nieśmier-
ell!0ś
areml
es powiedział że po
smlerCJ jest mcbyt. Skoro niebytu
być nie może. musi być byt może
taki Jakim był szczęśliwy byt cieni
snujących się po Połach El"zej,kich
Gdy odwieziono go z domu do
sZQitala. był jeszcze zupełnie przy-
tomny.
Prawie codziennie odwiedzałem
rodzme Wojciechostlwa Ludwigów,
do której mnie adoptował mój zmar-
ły przyjaciel Włodzimierz LudwIJ(.
Zaprzyj-.azmlem się u nich z X. Wło-
dzimierzem Okońskim. człowiekiem
o najlep;.;zym sercu, który U\ll ażał 7a
swoje posłannictwo wychowywanie
starszej młodzieży. Bardzo sie zain-
teresował tym co mówiłem o Gru-
bińskim. Pragnął go po'znać jak czło-
wiek . człowieka. Uprzedziłem go Le
Grublńskl jest ap/noMyklem. ale przJ-
rzekłem że Grubińskiego zapytam.
Wacek zgodzi I się z ochotą. Rozmo-
wa. w której Ole było mowy o reli-
Ii widocznie zrobiła Wac,kowi przy-
jemność - prosił X. Okoń.kiego o
dalsze odwiedziny, a mnie o to ilbym
kupił egzemplarz ..Między s:erpem
a. młotem': i podyktował mi dedyka-
Cje nil kSiążce, którą podpisal czy-
telnym jeszcze podpisem. Była to
ostatnia dedykacja w życ'u agnosh-
ka Grublńslkiego ofiarowana wlaś-
nie ied'nemu z najmilszych i najlep-
szych ludzi - katolIckiemu księdzu.
Wyjechałem na parę tygodni poza
Lcmdym. wróciłem obolał.. z po-
wodu przesuniętego kręgu. Grubiń-
ski był przelnieslony do innego szp-
tala, ale tam go iu
:nle odwiedziłem
nie tylko z powodu mojej choroby,
ale i dlatego że, jak mi mówiono.
był już nieprzytomny. Jako ostat.
nia po mm pamiątka został mi od-
piS jego testamentu. który jako śWla.
dek potwierdzilem z Leopoldem Kle.
lanows1om.
X. Okoński zapewnił m,ie że do-
bry Chrys1us na pewno przygar.nie
Wacka do siebie - ale mu może
pozwoli spotkać się na Polach Eli-
zejskich z ulubionym jego filozofem.
cieniem Sokratesa.
WACŁAW GRUBIŃSKI
p
ZJAWIŁO się w baraku killku nO-
wych ..bytawikóv. ", p.rofesjo-
nal,nych złodziei. ludzi młody.h, peł-
nych wiary w zuchwalstwo. Zaraz
się porozumieli ze rlodzlej<:mi, przy-
byłymi tu wcześ.niej, i do baraku
wllieśli nowe życie. Gv.izdali. śpie-
wali. po nocach grali w karty i
przyjmowali kobiety. Dziaf'sk;m o-
krzykom, przechwa1ik.om I oblezem, jestem dla siebie nie-
widzialny. Nie widzę się z tyłu i
moje oko nie widzi mojego oka.
- Ale przecież patrzysz!
- Ale sie nie widzę! Widzę się po
kawałku, nie widzę sie cały. Kawa-
łek widzialny Ole jest widzialną ca-
lością.
- Ale ja cie widzę całego.
- Nigdy nie widzisz mnie całe-
g
. Jeżeli
idzisz moje plecy, nie
wldzl1>z mOjego podołka. l nie WI-
dzisz nigdy moich myśli, więc F-
stem dla cIebie niepoznawalny. I sam
d!a si.ebie jestem niepoznawalny. bo
!1le. wieI!', co mI Sle zech-::e za chwilę
I me WIem, czy będę pragnął tej sa-
mej dZiewczyny jutro. Sam nie wiem,
ani ty tego nie wiesz, ani tego mkt
nie Wie, czego będe chciał za chwilę,
ale m.: uważam sie Za b02a.
-- Nie wiesz. co mówisz.
- Skąd mam wiedzieć, co mówię,
kiedy nawet nie wiem, skąd przy-
chodzą moje myśli. Nie znam ich.
póki ich nie wypowiem, a jeżeli. tv je
powtórzysz. będą
naczyłv co inne-
go. ra sama myśl rano inna ma
treść wieczorem i ta sama myśł po-
wiedziana głośno inne ma znacze-
nie. gdy jest wyszeptana,
Nie móW, Że myśl nie jest my-
ślą.
Mówię, Że nie jest.
Mówisz, że nie ma mądrości'!
. M
wię. że nie mą. Są zachce-
ma. takle. inne. rOZiT11aiJte. Ale za-
chcenia nie są mądrością. choćby
były naj mocniejsze. '
- Bóg jest mądrością.
- Bóg jest niewidzialny. l jego
zachcenia są niepozma.walne różne
n d ieodgadnione, i nie zdziwii'bym s:ę:
g. yby mi powiedział jeżeliby mu
51e tak spodobało. że sam nie wie
czy jest, czy go nie ma.
Wada" GrubiJiski.
----=v
l';OWOść WYDAW'iICZA
JóZEF ŁOBODOWSKI
W polowi e wędrówki
tom wIerszy I poematów w ozdobnej opraWIe
Sil. 180 Cena £2, $5
POLSKA FUNDACJA KULTURALNA
I. Charlevi1le Road, London. W 14.
,..... -
-
-
/Archiwum_001_09_173_0001.djvu
Nr 1428, 12th August. 1973
WIADOMOSCI
z
f
DY w r. 1914 Ignacy Krause
Jr wróci
do Poznańskiego po
dłuższym pobycie na Dalekim
Wschodzie, gdzie prowadzi
badania
geologi.czne. postanowił odwiedzić
słynnego Mode
ta Maryańskiego.
Znalazł go w Gnietnie, na ulicy
TUmf;k, iej w domu rodziny Mąke.
Spot1kanie to opisał w jednym z rs.
tÓw adresowanych do mnie:
.,Pamiętam. jak Rdybym RO wi-
dział ci:.isiaj, ,ftarzec siwiuteńki, nis-
kie}:()
WZ./"O,9!Ił, Z brodq mleczno-
białą się}:ującą kolan. siedUJCego w
.Haroświeckim totelu i okryteRo der-
ką, pomimo ciepłej pory roku. N. e-
,ftety, nic nie .pamiętał j nic go Jui
nie interesowało, nawet pozdrowie-
nia z A ustmlii, które mu przeka::.a-
łem; tak że po niefortunne; próbie
zabawienia RO rozmowq o moich. po-
.
uklłWlniach lzlora, nile od me}:o
nie wydobylem i już druR; raz }:G
nie widziałem. NiedłllRo pOtl/l.
umarł".
Za tą nieruch orną i apatyczną po
stacią, którą ujrrzał i:nż. Krause, kryło
si
jednak niezwykle bujne i cieka
e
życię. W końcu ubiegłego
tul.ecla
slawa inż. Mode.sta Maryanskiego
zabłysła jak meteor nad Zachodnią
Australią - i jak spadająca gwi
zda
szybko zgasła. Slawę tę zdobył jaJr
poszuki'wacz złota, ale i. n
złocie
tym potknął się: za majątkI, entu-
zjazm. za8zczyty, zaplacił gorzką ce-
nę - zwątpienia w siebie samego.
życiorys Modesta Maryańskiego
jest niestely bardzo fragmentarycl-
ny i niepełny, ograniczający się do
em::yk]opedycznych wzmianek. Ma-
ryańsklm inteTesował się wspomll1ia-
ny inż. Ignacy Krause z Poznania,
któremu głÓwnie zawdzięczam ma-
terial do amerykańskiego okresu je-
go życia. Zebrane przeze mnie przy-
czynki australijskie są przeważnie
streszczeniem notate'k prasowych.
Modest urodziI' się 15 l
pca 1854
w Trzemesznie, jako najmłodszy z
jedenaściorga dzieci Sylwestra i la-
mny z MarÓn,kowskich. Ojciec był
nauczycielem, z rodziny zmanej sze-
roko w kołach pa'triotycznych Po-
znańskiego. O d,zieciństwie Modesta
niewiele wiadomo. Gimnazjum ukoń-
c7.ył najprawdopodobniej w rodzin-
nym mieście. P:Jtem studiowa,l ,\o
berlińskiej Akademii Górniczej, uzy-
kując dyplom Ze stopniem ..B:r
gi,ngenieuT" .
W r. 1877 odbYł pierwszą podr6ż
do WIoch, przyłączając się do wy-
cieczki piel.gTLymów. której kierow-
nikiem byl kanonik Witalis Maryań-
ski, zapewne jeden znajstarszych
braci Modesta. W latach 1878-1882
zajmował stanowIsko "referendariu-
sza " górnicze
o na Górnym Śląsku.
W
pominał też że spę.dr.cił siedem lat
w Galicji, w Tru
ka'Wcu i Niekła-
mu.
,.LA CHLEBEM"
NAD OCEA"I SPOKOJNY
Na początku r. 1887 wyemigro-
wał, z żoną Jadwigą z domu Wlsłoc-
ką i synem. za chlebem - jak si
sam wyraził. Pierwotnym jego za-
miarem było osiedlenie się w Au-
stralii. ale wskutek namowy przy
Jaciela zatrzymal się w San Fran-
CISCO. Początki życia emigracyj'nego
były tak cięŻ!kie że kilkakrotmie za-
mierzal popełnić samobójs,two. Pra-
cował jako robot,nik przy budowach
i w fabryce kotlów parowych, a
następn.e jako górnilk w stanach:
Kahfornia, Arizona, Utah, Idaho,
Montana, Oregon i Waszyngton. W
swojej górni.czej karierze poz.nał też
środkowy \1eksyk i Kanadę z pro-
wim:jami: Brytyjska Kolumbia. On-
tario (kopalnie srebra w Cobalt) I
Quebec, a nawet dotarł do A]aski.
Otrzymal wre
zcie dochodowe sta-
nowisko inżyniera i rzeczoZil1awcy w
kopalniach złota Criipple Ored\: w
Colorado. Był to punik.t zwrotny je-
go życia, gdyż tam stal si
człowie-
kiem zamożnym, wetując sobie lata
nędzy i poniewiel'ki. Maryański po-
stanowi'l wtedy rzucić swój ciężko
zdobyty majątek na wiel'ką grę ży-
ciowego sukcesu.
KOPALNIA ZLOTA "KOśCIUSZKO"
Dn;a 19 czerwca 1893 Maryański-
zawiązal
pólkę akcyjną w Chicago,
raz z ośmioma Polakami. Wypu-
szczono 5.000 udzia4ów po sto do-
larów. który zostały wykupione
przez następl1jące osoby: Edmund
Brodowski (50 udziałów), M. A. La
Buy (500), Modest Maryański (500).
dr Kazim:erz Midowicz (200), Jan
Smulski (250), Leon Szopiński (50).
Marian Durski (100), piotr Kiolbas-
a (20), Wiktor Bardowski (50) i W.
Smulski (3,280). Można tu wspom-
nieć. że Piotr Kiolbassa, jedna z naj-
ciekawszych postaci jakie wyd
ła
Polonia amerykańska, był w tym
czasie redaktorem tygodni.ka "W:a-
ra i Ojczyzna" w Ch:cago oraz mar-
szał.kiem seJmu po]onijrnego.
Spó:ka zakup:!a starą kopalnię
złota koło Mount Shasta w północ-
nej części Kaliforni.i, za cenę 36.000
dolarów. Do nazwy kopJlni "Ori-
ginal Quartz Hill" dodano "Conso-
Edated Kosciusko Mine". a miejsco-
wi górnicy nazywali ją "po1ish Gold_
fidds". Kopa1nia zajmowała trzy
działki i oprócz [.łota produkowała
siarczki żelaza srebro i miedt. Jak-
kolwiek w jednym z raportów De-
partamentu Górnictwa stanu Ka]i-
fornia oceniano rudę z tej kopalni
jako "dobrą". to najlczęściej była
określana jako ..niskowartościowa".
np. w r. 1896 dawała dochodu 550
dol. miesięcznie. Kopalnia "Kościu-
szko" miala zelektryfikowane urzą-
dzenia do wyciągania metali z kru-
szonej miazgi i zatrudniała od 20
do 75 ludzi. Eksploatacja szła po-
czą-tkowo zad0walająco.
Maryański, zapewne ufny w dobry
rozwój kopalni, pojechał w r. lR95
do Europy, zwiedzając m.in. Hisz-
panię, Włochy, Sz:wecj
i Norweg;ę,
gdzie i'nteresował IOię informacjami
geologicznymi. Pod koniec tegoż ro-
ku udał sie do Częstochowy i P07-
nania, wygłaszając odczyty () swo:ch
doświadczeni'łch i podróżach.
AUSTRALIA PO RAZ PIERWSZY
W począt.kach r. 1896 wyjechał z
Po}sk: do Londynu i przez Ame-
rykę i Kanadę dotarł 23 czerwca
do Australii. Zwiedził po dro-
LECH PASZKOWSKI
KOPALNIE ZLOT A PANA MARY AŃ SKI EGO
dze wyspy Hawaje, Markizy, Pit-
cal'rn. Samoa, Tonga, Fidżi i Nor-
fo]k. PopŁy,nął z Sydney, przez Mel-
bourne. Adełaide i Al'bany do por-
tu Fremant1e. gdzie wylądowal 14
lipca.
Kilka tygodni spędził w Perth,
zaznajamiając się z mlejscowymt
ludźmi i stosunkami. Zrobi'ł też kil-
ka dałekich wypadów na pola zło-
todajne, nawet tak odległe jak Mur-
chison. Dnia 10 listopada wyje::hał
pociągiem z Perth do I<..algoorlie,
zwanego również Złotą Milą, gdzie
przybył nazajutrz. Oczom jego uka J
zaly sie dziesiątki wież kopalnia-
nych wznoszącyoh się nad szybami,
dymy maszyn parowych i rn:asto
'¥yro
le na hezwodnej pustyni.
BOGAcrWA NA KUPACH ŚMIECI
W dwa dni później zwiedzil Ma-
ryań
ki kopalnię Great Boulder Main
Reef, wraz ze SIWym asy
te'l1tem.
Amerykaninem. Na gl
okości 70
stóp, w korytarzu, zauważył Ma-
ryański kupy gruzu wyrzucane z
dna szybu. Podniósł jeden z zielona-
wych kawalków spostrzeg'szy na
nim ślady złota i włożył go do kie-
szeni. Po powrocie do swego mie-
szka.nia rozbi1 młotkiem zabrany ka.
mień i stwierdził. że jest bogaty w
lellurek złota, a miejscami centko-
wan
czystym kruszcem. Następne-
go dnia, wraz z asystentem, wró-
ci'li ponownie do tejże kopalni i Ma,-
ryański zobaczył kupy gruzu wyrzu-
cane jako piryty z szybu wentyla-
cyjnego. Chwyci'ł duży kawał rudy
i rozbił go. W środ,ku były również
niezwyk.le bogate ślady tellurku zlo-
ta. Uradowany chwytał następne
grudy i wszedzie znajdywal podobne
bogac.two. Niema] natychmiast wró-
cił do Perth i przedstawił reLuItaty
swoich badań dyrektorom spó:ki
Venture Syndicate. która go zatrud-
niła jako rzeczoznawcę.
Trzeba tu porlikreŚi1ić Że Maryań-
ski nie był właściwym odkrywcą tel-
Jurków złota w Zachodniej Austra-
lii, gdyż jeszcze w czerwcu. to jest
przed przyhyciem Maryańskiego do
Australii, odkrY'ł je Arthur Ho]royd.
Ogólnie nie zdawano sobie jednak
sprawy z wa,Żiności tego odkrycia.
ENTUZJASTYCZNY WYWIAD
I OżYWIENIE GOSPODARCZE
Dopiero entuzjastyczne sprawoz-
danie Maryańskiego, a potem n:c-
mniej entuzjas-tyczny wywiad z nim
ogłoszony przez dziennik .,The West
Ausu'alian". obudził szerokie zain-
teres0wanie odkryciami. Maryańsh
znal rud
tellurium z Colorado i
Kalifornii, toteż sklasyfikowal w
Kalgoor]ie różrne ;;:j odm:any (si-
vernit, pitsit i coloradoit) oraz zWró-
cił uwagę na rozleglość złóż. Wywo-
lało to pośrednio napływ nowych
kapitałów, lctÓ!re w ciągu poprzed-
niego roku zaczęto kierować do Br)'-
ty'jskiej Kołumbii zamiast do Za-
chodniej Australii, o czym pisał "The
West AUMralian ": "KaiJ}itał, dwana-
ście miesięcy temu zasilający kolo-
nię gwałtownym strumieniem, prze-
stał napływać i wszystkie akcje spa-
dły. Brytyjski kapitał zaczął już kie-
rować się w głównej mierze do Bry-
tyjskiej Kolumbii. Niepokój i oba-
wa zrodziły się w umysłach wszys-
kich, którzy mieli jakiekolwiek in-
teresy w Zachodniej Austra]ii - po-
nieważ stało się jasne że dotychcla-
sowa zamożność kraju zależała głów-
nie od kopalni złota.
Odkrycie p. Maryańskiego zabłysło
jednak w tym zamęcie pokrzepiają-
cym blaskiem. W głosie j
go nie
było niepewności. Br7Jmiał jasno i
zdecydowanie. Wiedział co to jest
ruda teIJuru i znał jej wartoŚĆ. Zna-
lazł jej złoża w Kalgoorlie i to
wieksze i bogatsze nirż. gdziekolwiek
;ndziei na świecie".
Jak' widać z powyższej cyta-
ty zrobiono z Maryańskiego, pod
wplY'\\em chwili, niemal zbawce Za-
chodniej Au<;trah, dzierżącego wy'
soko po::hodnię i głoszącego spiża-
wym g10sem wiare w przyszlość e-
konomiczną tej kolonii. Jego prle.
powiednie o długotrwałości złó7
złota w okr
gu Kalgoor1ie były is-
tot.nie trafne.
Maryański odplynął z portu Al-
banv 12 grudnia 1896 do Neapolu.
z zamiarem od
iedzenia Ameryki.
DRUGA PODRÓŻ AUSTRALIJSKA
W powrotna drogę do Austra]ii
odpłynął z Londynu 9 kwie
nia 1897
Statc'k "Victoria" rzucil kotwicę w
porcie Albany I 3 maja, ale wskutek
epidemii ospy w Adenie gdzie po-
brano żywnoŚĆ i wodę, zatrzymano
pasażerów na okres kwarantanny.
Dopiero po 12 dniach mógł Ma-
ryański pojechać do Kalgoorl e. Na-
tychmiast rozpoczął wi'zytacje róż-
nych kopalń, przy czy wyraził <;ię
że wiele sobie obiecywał, ale rozwój
i bogactwa Kalgoorlie. jakie zoba-
czył po tych kilku miesiącach, za-
skoczyly go zupełnie. W jednej z
ko
a]ń, na ścianych iskrlyly się
brylki zlota, tańczył p:Jdobno z ra-
dości. wykrzy'kując że nic podobne-
go w życiu nie widz' al, naWet w
Colorado.
Maryański udkrYł też, 30 maj;,
jako pierwszy w Zachodni
j Austra-
lii. rladką rudę amalgamatu złota
czyli ortęci (Au, Hg». która po-
przednio zndna była ty
ko w Chile
jako "arquerit", a w Norweg;i jako
.,kongsbergit" .
W trzy dni później stwierdzil że
w Bulong górnicy wyrzucali na
śmieci wiellkie ilości złota. o czym
znowu pisa I "The West Australia n ":
..Ciekawego odkrycia dokonał p.
Modest Maryańs.ki. zbadawszy po-
zornie niskogatunkowy metal, otrzy-
many w procesie suchego oczyszcza-
nia (dry blowing) w Bulong. Kopacze
wyrzucali ten produkt, ale próbki
zostaiy przesłane polskiemu eksper-
towi, który po zbadaniu odkrYł w
nich 88% złota...".
W połowie li.pca Maryański bada!
leżące 250 mil na połnoc od Kal-
goorlie, a 60 od M.t. Margaret, Erl-
stein albo Earlston Leas
s. W tym
pustynnym okręgu przebywał do po-
10!Wy września, zakl1pując dla Ven-
ture Syndicate trzy działki, po 24
akry każda. W dTOdze powrotnej
zatrz
mal
ię przez k
Hca dni w
kopalniach Menzies. badając szcze-
gółowo The Vindicator Lease i 25
września odjechał do Coolgardie.
PRZED KOMISJĄ KRÓLEWSKĄ,
12 patd;zierni,ka w Kalgoorlie Ma-
ryański stawał przed Kró]ewską Ko-
misją do Spraw Górnictwa, odpo-
wiadając na dziesiątlki py.tań. Jak-
kolwiek reprelentowaq trzy bogate
kompanie i świat wielikiej f nansje-
ry. w wypowiedziach swoiCh doma-
gał si
zdecydowanie popra1wy losu
górników, szczególnie ubogich i
zmian systemu poda.tkowego oraz
ustawodawstwa na ich korzyść. Za-
lecal też przeprowadzenie linii ko-
lejowych do Mount Margaret i do
E
perance B.lY. a również zakupie-
.&
-'f
.,.
,. ,;
h
rzeczY1Wistości sprawa wyglądała
znacznie skromniej. Według doku-
mentów Maryańsk,i otrzymał 12 ma-
ja 1898 pożyczke ba nllcową, £. Stg.
450. na dziel'żawe 200 akrów, t.zw.
Plantagenet Location, nad rzeka Hay.
W końcu paidlziemika 1899 Ma-
ryań
ki powrócił do swego mająt-
ku, z objazdu kolonii Victoria, l
osadził 16 imig
ntów, m.in. rodzinę
Dolańs.k.ich: Adałberta (Wojciecha?),
Karolinę i Aleksandra.
Nie udało się dotąd ush l1ć kto
nazwaIł kopalnię z/lota "Sarmatia
Lease". NaZlwe te wymienia ..The
West Australia.n" z I siecpnia 1899,
cytując gazetę ..Coolgal'die Miner"
Być może miała ona coś wspólnego
z Maryańskim.
DONNYBROOJ!o
Po raz pierwszy Maryański z.na-
lazl
ię w okręgu Donmybrook w
kWIetniu 1988, gdy poszukiwał kon-
cesji na wyrąb lasów cennego drze-
wa "j3rrah". Było to Iwkrótct> po
"
"
.
<
,.
\
-, "';,'
i
.
. . t
"," >,;' .
...
,
':.(-
.
-
.r"
\1odesl \1aryański w ostatnich latach swego życia.
Zdjęcie ze Iobiorów Ignacego T..' Krausego w Poznaniu.
nie przez rzą.d świdrów d'amento-
wych, w iertniczych, do badań geo-
logicznych i zarazem szukan:e wod}
na dużych głębo-kościach.
:\oIAJ,
TEK ZIEMSKI NAD RZEKĄ
J-łAV
"The West Australian" z 3 lute-
go 1898 podał wiadomość że Modest
Maryań
ki, .,the poEsh m:ning ex-
pert", zakupił 4.000 akrów nad rze..
ką Hay, 12 mil od Wi1son's Inlet.
w okr
gu Albany, z zamiarem za-
lożenia wie]lkich sadow owocoiwych.
Ponieważ nie zawsze wierzę słowu
drukowanemu. a szczególnie notat-
kom dzienonikaTskim. to:eż zbada-
łem papiery hipoteczne w Perth. W
odkryciu kilku żyl złota w okolicach
tei miej<;cowości. Poczatkowo, jak
pisał w relacji z lutego 1900, usto-
unkował si
negatywnie GO rzeko-
mych bogact.w, myśląc że
ą to ba-
nialuki, podobnie ja1k domniemane
ważne znał
liska w pohliskich
Darling Ranges, na których pot-
knę]i się kil,kalkrotnie nawet rządowi
rzeczuznawcy. Po obejrzeniu pobież-
nym kilka miejsc odbytych przel
włoskiego poszukiwacza. Cammille-
riego. w październiku r. 1898, Ma-
ryański zmienił zdanie i 7aintere-
sowa! się tym okręgiem.
W końcu lipca 1899, po trzymił'-
sięcznym objetdzie kolonii Victo-
ria i l-wiedzeniIU tam
ejLSzych kopalń,
Maryański wróCił do Donnybrook.
Rezultaty d-okładmejLSzych badań tak
go wtedy ujęły Że zakupił od Cam-
milleriego 21 działek i założył ko-
palme pod nal1Wą "Maryanski Syn-
dicate",
Maryański zachwycał s:ę poło7. p -
niem nowoodkrytego pola: zalesie-
nie dawało budulec, pobliski port
Bunbury i linia kolejowa ułatwiały
tani transport, doskonały klimat ił
tania żywność z pobliskich farm
miały równo,ważyć niŻiszą opłacal-
ność rudy.
W trzy tygodnie p6tniej Maryań-
ki wrócił z DonnybroOlk do Perth,
dając ponownie entuzjastyczny wy-
wiad prasowy. Towarzyszył mu zna-
ny poszukiwacz złota i górnik A.
Janeczek, jeden z p:onien;.k:ch od-
krywc(,w kopalń w Mount Marga-
ret i Pendennie, eksploatowanych od
r. 1893. Można przypuszx:zać. Le
był to Andrzei Janeczek, rodem 1-
Babimostu, z Widkopolski. który
przyjechał do Porodniowej AUiStral i
okolo r. 1878, jako osiemnastoletni
chłopiec.
ROZBUDOWA KOPALNI
Początkowo JXóby w kopalni "Ma-
ryański Syndicate" dawały pvmyś.I:ne
rezultaty, 3 do 5 uncji złota z tony
miażdżonego kwarcu. W końcu
września 1899 geolog rządowy IWY-
dal przychylne sprawozdanie o po-
lach złotodaj,nych w Donnybrook, a
w począ
:kach patd'l.iern:lka kopal-
nia została obejrzana przez ministra
górnictwa. Na szczycie wzgórza, gd;z.e
kopano glówny szyb, natrafiono na
bogatą żylę. a u podnóża wrzala
gorączkorNa praca - dn
,żono po-
ziomy korytarz w kierunku szybu.
Teren był trudny do pra:y, p:Jkryty
lasem i gęstym podszyciem. Wszyst-
ko wskazywało, iż kopalnia b .d7ie
opłacalna, ale mimo tego kryła się w
w tym przedsięwzięciu \\ idka nie-
wiadoma. Pod wpłYtwem wyw:adów
Maryańskiego. rozdffiJUchanych pTLe7.
prasę, okolica zaroiła s:e od po-
!'zUJki:waczy i wybudo
a.no maszy-
nerię do kruszenia kwarcu, mogącą
miażdżyć 30 ton dzienn:e.
SPÓŁKA "DONNYBROOK
GOLDFIELDS L TD"
26 listopada Maryańs,ki odp:}nąl
do Londynu, skąd w lutym 1900 r.
udał się do Paryża i Niem:ec, celem
zainteresowania kapital stów iDt\es-
tycjami w Donnybrook. Wysiliki j::
go doprowadrz.illy do zawiazania w
Londynie, 27 lipca, spółki "Donny-
brook Goldfiekls Ud" z kapi:takm
350.000 funtów. Głównym patro-
nem firmy byl bankier z F£ankfur l,
n. Menem, Nussbaum, krewny Roth_
schieldów. SpóŁka przejęla wszystkie
działki na1eżace do "Maryańsk,
Syndicate".
Tymczasem kiecowni,k kopalni, zo-
stawiony przez MarYdńskiego \\
Dnnnybrook, miał kłopoty z utrzy-
maniem licencji już w kwiet.niu. \\oe-
dług prawa nie wolno było trzymać
działek bezczynnie. Zarządca mająt-
ku ,.Maryański Syndicate" wniósł
prośbc do komi8arza górniczego o
zwłokę na cztery miesiące, oŚ1wiad-
czając, Że właściciel wydał na rol.-
wój kopa]nii f.SIg. 17.000, wyko-
nano 2.190 s
óp tuneli i 667 stóP
szybów.
NOWA .,GORACZKA ZŁOTA"
W maju 1900 nowe odkrycia
po-
wodowały powtórną "gorącZJkę zło-
ta" w Donnybrook. Na jednej z
dzialek wydobyto 500 uncji krusz-
cu z 175 ton kwarcu - w kopalni
zawrzalo. Projektowano dalsze prze-
ANDRZEJ CHCIUK
Pomiędzy Naglerową a Mniszkówną
J AK pIsać o tej książce? Trudno
, ją klasyfikować i oma.wiać,
,.Rozbestwieni"*) Janiny MJczyńsklej
(pseudonim?) są pozycją n:ezwykłą.
Jest to książka źle napis:ma, pełna
błędów. nai,wności j nieporadności
języko
ych. prawie że
zm' ra. ale
równocześnie stanowi cna lekturę
pasjonującą i ważną. utwór nieco.
dzienny i przy wszystkich
wych u
-
terkach po mistrzowsku przedstawia-
jący ogromny szmat dziejów raszego
narodu od strony autentycznego ma-
łego człowieka, nie bohatera. czy
wybitnega w
pólaktora wydarzeń
dziejowych. lecz zwykłej jednostki
walczącej ze swym losem. Jest to
narodowa, czy rodzinna saga. opo-
wieść tragiczna, bolesna, przerażają-
ca. zacięta, <;kreś]ona najbardziej
obiegowymi i zuży,tymi słowami na-
zego jęz'/,ka. coś pomiędzy maglem
i protokółem policyjnym, a jednak z
dużą godności,! i ucząca przecież w
jakiś spmób wiary w człowic ka, po-
mimo tylu brudów, nędzy i świństw.
jakich bohaterce ,.Rozbestwionych"
nie Taoszczędziło życie doslownie o<
kolebki, a co nikomu nieznana i
niezbyt wyksltalcona Miczyń
ka -
pi
arz całą geb" - relacjonuje bez-
namiętnie i z pewnym przyciszeniem,
które ten efekt jeszcze wzmaga.
I chociaż na przykbd - w części
mającej za tło okupacje niemiecką
- Powstanie Warsza.wskie nie jest
tu nawet jednym słowem wspom-
niane, ..Rozbestwieni" są chyba jed-
nym z najlepszych zapisów o owych
strasznych czasach. Wszystkie po-
wieści. nowele i pamiCltniki o oku-
pa
ji nie potrafiły tamte
złożonej
prawdy tak opowiedzieć jak ta nie-
udana i w tym samym stopniu wiel-
ka książka. Jeżeli kiedyś rowstanie
sienkiewiczowsko-:ołstojow
ki epos
o tamtych latach, to jego autor(ka)
*) Janina MiczYńska. ..RDzbestwieni",
powieść, Caldra H Duse, HDve, str. 493,
RDk nie podany (]973?).
będzie musiał(a) mieć pod ręką kSląż-
ke Miczyń
kiej. Podobnie też żaden
piszący o Rewolucji paidzierniko-
wej nie będzie móg
pominąć lektu-
ry ..Pamiętników" W
dziagol,kiego,
o której to książce stanowczo za
mało się u nas pisze, acz Wędlia-
go Iski to malarl p'órem. gawędziarz
i wybitny s,tylista, a jako świadek
wygląda na bardzo wiarygodnego i
!'postrzegawczego. Obie książ,ki po-
siadaja w sobie cOŚ l dokumentu i
przy '
woich różnicach m,lią wiele
w
pólnego w prawdzie ludz,kiej. To-
też 'izczęściem jest że ci dwoje nie-
młodli już ludzie. nawet jak na
emigrację i tak od siebie róŻ.ni,
poczuli potrzebę spisania swych lo-
Sów i zdążyli to urzeczywistnić. Po-
winni
my więc im być za to wdzię-
czni.
Miczyńskd swą opaslą (491 strun
dużego formatu, ale 7 nikłymi mar-
ginesami) książkę kończy na przyj-
ściu Rosjan do Wieliczki tak: ..Przy-
chodziły nowe czasy, nowi ludZIe,
nowa władza. Ale to już temat do
innej powieści". Bardzo auturkę za-
chęcam do opisania dalszych losów
bohaterki i jej rodziny. w ten sam
s'posób: najprościej.
Osobiście, czy: jeśli chodli o ml1:
-- uważam że .,Krauzowie i inni"
Naglerowej są ]ep
i od ..Nocy i dni'
Dąbrowskiej. A tu wlaśnie j
st coś
z takich Krauzów (tylko gorzej) oraz
..Trędowatej" (-tylko lepiej). Podo-
bieństwo polega na problem'e nie-
przyjętej przez ..wyli.ze" środowis-
ko. ale bez melodramatu i sztucz-
ności Mniszk6wny. natomiast z I,
samą umiejętnoscią wzruszania, co
z powieścidła Mniszkówny zrobiiL;
hesl.feller. (Na,\\et ostatnio w Pols-;e
Ludowej!). U MiczYńskiej - nifc
snobi nie kręcą nosem - jest jakaś
magia i sila prawdy że czyteln'k
miałby nieraz ochotę (mimo że au-
torka też go denerwuje) krzyczeć jak
mali widzowie, gdy w kinie na wes.
ternie z miejsca rOlJpoznaj" goodie,f
i hadie.f, aby ostrzec bohatera na
ekranie że 0;0 zjawia !'iię szwarccha.
rakteT. Niejeden pIsarz chciałby to
umieć u swych czyteln;ków wywo-
łać. Jest tu z jednej strony najbar-
dziej szczegółpNa analiza p:Jd'łości i
małości ludzkiej jaką kiedY'ko}wiek
można było czytać, zaś z drugiej stro-
ny pokazany powolny pl'oces narasta-
nia Siłaczki w zwyczajnej kobiecie,
zmuszonej do tego przez okrutny
los i zlych ludzi, k,tórych autorka
niepotrzebnie nazywa arystokracją,
gdy idzie o małomiasteczkowych
strasznych mieszczan i zamożnych
pól inteligentów z pretensjami, a I.
gTl1ntu ludzi bez charak:eru i złych,
tworów szlachecko-półinteligenckiej
kultury urazowej ta,k za'korzenionej
w naszej o;czytnie, nie tylko za za-
borców, za sanacji, ale i w Polsce
Ludowej, gdzie byle bęcwał z m:ej-
sca musi jeszcze dziś podkreślić, iż
pochodzi z "dobrego domu".
Nie tu miejsce, ani nie lubię tego
czynić, by własnymi słJwam. opo-
wIedzieć treść książki. Chwy.ta za
f];rki. Ma ponadto wiele świe:nych
scen, jak te z Obrony Lwowa w r.
i918 (bohaterstwo, tchórzostwo, głu-
pota, bałagan), scena ekshumacji
zwłok obrońcy Lwowa polegIego w
Sarnach, wyjazd do Warszawy w
sierpmu 1920, rozmowy z Niemca-
mi podczas okupacji w Wiel"czce i
wiele innych. Najlepiej jednak ma-
luje aUlOrka ludzi; teściową, Sko-
czowskiego, calą rodzinę męża, je-
go samego. Jest to kliniczna anali-
za małości, lekkomyśLności i podłoś:::1
hien i pajaców w ludzkim ciele, na
Ue małych i wielkich wydarzeń p:er-
wszej połowy naszego wieku na z;e-
miach polskich. Pomimo niewą
pr-
wego rozgoryczenia - zresztą słu-
sznego - umie MiczyńlSka pokazać
w zastraszonej masie lud:Zkiej i w
miazdze codzienności okupacyjnej
przeblys,ki prawdziwej godności i ży.,
czliwości ludzkiej, Oraz siłę prostej
moralności człowieka, który jeśli
chce, to potrafi w każdej sytuacji po-
zostać czysty i mocny.
Andrzej Chciu"'.
bijanie tunelu poprzez wzgórze, na
.!:łębO'kości 160 stóp, oraz u8tałwie-
nie u wylotu prasy do miażdżenia
kwarcu.
Jednak dopiero 7 września dz'en-
nik ..The West Australian" podał
Że zawiazana w Londynie spółka
.,Donnybrook Goldfielrls" cflarowa-
ła f. Stg. 100.000 na nielJ\\ ioczny
rozwój kopalnii. W patdzierniku
nowe entuzjastyczne komun'katy
donosiły że na jednej z działek 9
100. ktwarcu przynioo'lO 250 uncji
amalgamatu złota. Przepowiadano
świetną przyszł
kopalni. Kapitał
I maszyny nie nad.chodziiy jednak
i górnicy poczęli się burzyć, domll-
gając SIę natychmiastowego podzia-
łu terenu kopalni i rozpoczęc;a wy-
dajnej eksploatacji.
Maryański przypłyną.! po raz trze-
ci do Australii, z Marsylii, 30 ł:sto-
pada 1900 i wylądował w porcie
Albany. Z wrodzoną sobie en;:rgią
zaczął na nowo organizować pr.lcę
przy pomocy kierowni!ka kopaLni i
40 górni,ków. W lutym ]901 kopal-
ni.il została nawiedzona epidem ą ty-
fusu. która powaliła kierowo. ka i
księgowego. Maryań
ki mus:ał wziąć
wszelkie spralWy na s\\oje bdrki, ale
radził sobie dobrze i wkrótce zwięk-
szyI ]iczb
pracowników do 70.
POżEGNALNY BANKIEr
17 maja 190 I mieszkańcy miaste-
czka Donnybrook urządzili pożegnal.
ny bankiet dla Maryańskiego w
"Go]dfields Club Hotel". Pan Fer-
gUS8Dn w swym przemÓ'Nieniu 'W}'-
raził si
że wś...6d licznych Tleczo-
znawców górniczych. którzy prze-
bywali w Donnybrook, jedynie inż.
Maryański wytuwał wicrnie na miej-
scu i w okresie, gdy było zupelnie
niemożliwe uzyskanie angie]ski;:h ClY
zagranicznych inwestycji. przywióz.i
do DonnybroO'k kapitały. Dowiócll
on bez cienia wątpienia że zasoby
opłacalnego zl,:Jła zN1
/Archiwum_001_09_174_0001.djvu
4
WIADOMOSCl
Nr 1428. 12th August 1973
JERZY PIEŃKOWSKJ
RYSZARD KIERSNOWSKI
loski, Mośki i Srule Z czasów mego dzieciństwa S T R A C H
MA
pAN Mmc. najp
waŻJn ejszy kupiec
zbożowy w Łosicach. był ban-
kierem mojego dziadka w Pat
owl
.
Dziadek przyjmO\..al go zaW5ze w
gab,necle, Mmc wchodził w aksamit-
ne! zielonel jarmu'ce na głowIe, któ-
rei nigdy me zdejmował. i w dłu-
gim czannym cha" c e; j
śli babcia
była w poko}u. caiowal ją w ręk'.
czego żaden mny zyd mgdy nie ro-
bii. DZiadek podawał mu ręk
I po
paru minutach Jan wnosll t ICę z
v.ódk'1. paroma laj'kami na m ck ko
w seT\ovec:e I cuk:crmcą z cukrem w
kawałkach. mc Innego me można
mu było pruponoNać. Mmc prz}-
jeŻ<.iŻał zawsze, zawiadamIany z po-
lecenia dZiadka przez Her
zka.
Henzko miał wmtrak o ról wior-
stv od Patkowa na dnxlle do Nie-
mo]ek i poza tym że był nadwor-
nym mł}narzem, byl też łąc'nk'om
(faktorem) dZład,ka z.e
wlatem Im-
pleckim w Łos'cach, Mordach a na-
wet Siedlcach. Herszlkowa zajmov.a-
la SI(: stręczemem służby domowej
w okolicznych dWOl'acb i zawsze,
miał.! w pogotowIu kuchart.i. slużą-
ce, praczki. drobiarki i t P.
Co miesiąc zjawiał Sl
pap eroś-
Ill'k, mgdy me znałem jego naZwl'\-
ka, v.szyscy nazywalI go po prostu
,.paplerośmk ". Robił papierosy dla
dZiadka i v. uja"l.ka Wa::lawa. Spę-
dzalem z mm dużo czasu, czekając
na blaszane p udeJ,k a z p ęknyml
turczynkami po tytoniu ,.m esaksud-
le" I na me
podzmllikl w gll7ach
wUjaszka Waclawa. Były tJ g łzy
w drewman}ch pude:kach (świet:ny
materiał na wszellklegu rodzaj I za-
bawki), a w każdym pudeł'ku ja-
k;
drobiazg, jak gwizdek, p ywają-
c.. kaczka, ple'rścilJnek i t.p podob-
no mogła SIę zdarzyć zlota p.ęcio-
rublówka. ale nigdyśmy na ma n e
trafi,li. Fascynowała mnie też szyb-
kość z jaką papleroślllik nabijal pa-
pierosy (podobnO' 400 na gcd
m
)
posługując Się kawa'klem p:rgam:-
nu I kołeczkiem drc>JNmanym do
W} py.:h,m ła tytOniu.
Rokroczme JUŻ w czerwcu przy-
jeżdżalI sadowmcy, "re ldarze ogro-
du owucowego. SadoWlni
, oprócz
własne) rodZIny zab,ual kuzynów-
Dodrustkó,w do p ln.owania sadu.
DZIadelk byl bardzo ,f''';C te I już jako
5-cioletlll brzdąc wiedZIałem że jak ''!
sadownicy. nie mogą podnieść na-
wet opadka pap:eróv.ki. czy sapie-
żanlki. Zresztą te owoce byly co-
dZIennie dostarczanc na stół. a iak
SH: bawllem z dziećmi "adowm'k
w.
przynoslly mi z budy najlepsze ja-
błka i gruszki. Na bardziel mtere-
sUJące były wieczory p.ątkowe I so-
boły, kiedy Żyki był lOny. gęsto przetykany ru-
s}cyzmami. Powód zł-ozumiałem
późmej, Patków leżał w czysto pol-
skim powiecie w Królestw'e, Sutno
\\ puwlecle z ludnością mieszaną
(WiękSZOŚĆ białorusIlnÓW). należącym
wówczas do gubernli grodzleńd czym
bardzo bolal. za tu prześliczna cór-
k
, jasną blondynkę bez śladu S
-
mlcklego w rysach. JeślI zaszła po-
trzeba noclegu w S emiatyczach.
dom Jo
ka stał otworem, pokój z
me!>kazlte1me czystą bielizną, ś.viet-
na q.ba po żydowsku, nawet w ..0-
betę (z pasztetJJ1lika). za,v.sze czekały
na I:OŚCI. Dla Jolka rzepa,k był prze-
ważme :..tifoch
gorzJkI"', ale "jak
Jaszni pan mówi m to nI" Kochał
kupowame zboża na pOlU I do,ko-
naje wiedzIał, k10 był na wiosnę w
tarapatach. Drugim zbożowcem. m-
by to konkurentem był Rubin Mon-
czar. wygolony grubas, ale jak się
sam później przekonalem żadnel
konkurencji Dle było i żad
'n me
zapłacił mgdy grosza w' ęcej od dru-
giego A:letycznie zhudol.vany A 1-
z}k zdkupywał bydło i stawIał opa-
"Y na zimę, a brodaty Lejzaber f.
Mielnika dostarczał mięso, kupował
drób. 'krowy i oWCe ..na dorżnięcie".
W ogóle cod'zienne 'PDtrzeb} dworu
zaopatrywał Miełnilk: w s'klep e Ko-
pia kupolWało Się cukier, sól I t d.,
chłopiec odbierający pocztę przywo-
ził od Szajkowej bajgełe i chatki,
lepszych obrwarzaników i bułek nie Ja-
dłem mgdzle. Rubin Gard wytłaczal
olej w czasie postu, stary Łondon
(ta,k go wszyscy nazywali, pome,waż
w młodoścI był parę lat w Londynie)
z [!łową proroka .\\ ykonywał robaty
krawieckie. Kulawy Aronek z wor
kiem na plecach przychodził po
włoś, szczecinę. skóry i
kórki. stary
szklarz z bielmem na oku, jedyny
który nosi I pejsy w Midmku szklIł
to, czego nIe mógi oszkl ć ogrodn;k,
przy tern skrzynke ze szkłem dźwl-
gat przewIeszoną przez ramię Sta-
łym cieślą był DZler-lJkowski z Miel-
nika, ale jeśli była jakaś trudn.ej
La
robota, oJcIec sprov.adzał Aron i To-
karskleg:J z Siemiatycz. TOlkarsk byl
pierwszorzędnym cieślą i często sam
projektowal budowę. Ojciec t\\ ler-
dził że to geniallnv samoulk. który
w innych warunibch mógłby zostać
wspanialym architektem Tokarski
był Jednvm z niewielu Ży;\ów. któ-
rzy ubierali S.ę tak, Jak miejscowI
chloPI. Mośko z NIemIrowa kryl i
reperował ddchy i rokrocznie darł
gonty. które zawsze byly w zapa-
sie. pozatern podł1a ndlowywa'l opa-
łem. Mial on speCJaline nabożeństwo
do mamusI. za sl.częśd 'We wylecze-
nie synka i laoc zre5ZJtą wle]u in.,ych
przynosil macę na WI-eł:kanoc. Na
kOnIach "SZk1I
" Bobel. konie w
WIękSZOŚCI były własnego chow\I, ale
zaws>ze coś bylO potrzebne do maś-
CI. Każdy koń Pf1z}'Prowadzony przez
Bobla byi ..kareczany", ..czislej
krwi" no i
'O najm:nielj o dwa lata
młodszy od metryki w zębach Bo-
bel pili t}lko !>plrylus, który nazywał
wódką na .,90 trelesów" I zagryzał
cukrem albo jabllkJem. W Mle]Jniku
w dawnei kar;;zmie dwonsklej był
szynczek pana RodZlńSk 'ego z lesz-
czem w galarecie jaiko stałym piat
dll jVIlY. panowie art}ści z Sutna
ze MrYJem łgnacym n'l czel
ud
czasu do czasu odwiedzali ten ]okal,
który przetr.vał do T. 1939, WCląZ
pod zarządem pana Chal Rodziń-
skiego. Ważną osobi!>tośclą byl prze-
woźnik Szachna, który mIal na przed-
mieściu w Mlelmku Qwa promy, a
\\szy",!kie jazdy za Bug odbYli al}
I>ię przez Mlelmk, bo de najbllż-
zego mostu we Frar '{op,;lu bY'l'
bitych pięt miL Zimą, jak Bug
ta-
wal. Szachna wylyczal przejizd} po
lodzie, a ł(]edy matka jechOl a, za-
w!>ze szedł przed sankamI i leślI lód
Irzc
zczał to u
'pakajał matkę "un
nie trzeszczy. un sze mocuje".
Raz na rok przyjeżdlŻał z czeladni-
kami rymarz Sze;rszenowski j w CIągu
paru tygodni ,przeprowadzal I!;TUn-
towny remont uprzęży fornalskiej I
cugowej. oraz roboty taplcer!>lkle.
Surowiec wykrecał sam, prac.ował w
wozowni umurusany I pachnący
dziegciem i tranem; robił mi wspa-
male baty z pekawkaml
Siemiatycze były JUŻ \\ ie]lk'm m a-
stem \\ po'równaolliu do M lelTIlk'l I
praktycznIe można tam byl.o kup'c
wszystko. Sklep p. SZaplry był za-
opatrzony w najlepsze delIkatesY I
wina, u Asza poza wsze]!klego ro-
dzaju żelastwem można było dostać
zapas.owe części do żmw arek De
r-
inga. czy Osborna. olIwę maszyno-
IWa. roPCj, nawet saletre dłIlJ"jlską.
"Wielki przemysi" reprezentowała
fabryka d}cht Maliniaka i dwa p 1-
roWe m.lyny Byly dw'e metody za-
kupu ubrań i butów. Jedna "na Zd-
kaz" (na obsta]unek), druga na ..tan-
dec
e"; przy ple'rwszej ceny byly
stałe, przy drug:ej odchodził n'e,
kończący si
targ z obn'żką ceny
dochodzącą nieraz du 80"Jc. Tcrg
był swego rodzaJu haz łTd
m i zdale
Sle że obu st.ronom dawalI dużo
emocji I satysfakcję. Chlop. któr
targował na tandecie buty z czterech
rubli na sześć zlotych groszy dwa-
dZieścia (tak się określiło rubla po-
tocznie, 15 kopiejek nazywalo się
złotym a kopiej'ke dwoma grosza-
mi) był w siódmym n ebl
. a sprze.
dawca też na p::wno n':: s rac
.
Targ wymagał od obu stron pewnej
rutyny i wytrzymałoścI, wIelokrot-
nego wychodzenia ze skrlepu, albo
odchodzenia ud straganu Na r
n-
ku buszov.alo mnóstwo kóz. wyja-
dających grochowiny z slerlizeń na
wozach i reo;ztlki słomy i siana z
bruk,u.
Zupełnie iI1lllą klasę przedstawialI
kupcy drlewm "z Prus". dokładnIe
z Gdańska a
bo z TorunIa, k'órzy
przyjeżdżah lesienią zalKupy\\ać po-
ręby Zwyrkle bawili pdrę 001 I po
zawarciu tranzakch wreczalI mamu-
I !.ZW. puręlkawlczne w pustacI 200
do 300 rubli. a mme !>krzYi1 l kę ślI-
cznych toruń'klch pl
rn:ków.
Wlaśclciele v.iększYC;l sklepów,
poważniejsi kup;;y, doblI" y f'em eśJ-
niCY ubsluguJący dwory to na ogól
byli Ż}dZl zamożm, a n eraz bog
-
CI. ale drobni rzemleśln'cy. handll-
rze, wlaścicie]e chudych kóz na ryn-
ku to była bieda Z n
d
ą dz eSląt-
kowana przez gruźlicę
Stosui1ki z dworamI były przy-
Jazne. z aptecz!ki mOjej matki korzy-
stali zarówno mIelniccy Żydzi. jak
I sutynscy chlopl J w}wdzlę;;zal SIę
jak moglI. BI!>zkopt.owe ciasto na
stole zWiastowało o żydowsk m we-
selu. a czasem Adam znajdował w
kącllku w kredensie dyskretn e pozo-
stawioną parę kogutkóJII. Dziadek
mój (W PatkowIe. który JUŻ za mojej
pamięci nie praktykował pko lekarz
z v.yjątklem wy,padlków wymagają
cych natychml',,
towej p
mocy, m at
duż} mir wśród Żydów I parobot-
me oddalI mu om wlelk'e przysłu-
gI. Kwestia żydowska wt
dy nie ISt-
niała dla mnie, spotkalem się z nią
dopiero w woj'sku w I' 1920. Także
nie istiJliala w gimnazjum (im Miko-
łaJa Reja w WarSZawie), mimo że
procent Żydów był bardzo wysoki I
\\ 8-ej klasie bylo ich 33'/,.
Jerzy Pie
o1¥ski
..7 aproście tu na weo;ele
Wszystkie dziwy!"
( W Y s P i a ń s ki).
KTRACH b}ł OCz}wlście w domku
z piernika. który stal na jednej
nózce koguciej i wyszła z mego zla
jędza i miała haczykowaty nus, a
na ramieniu czarnego kocura I kru-
b.
-
. ;;
.
-::; ..
illit
>J1
S j
.I.3!
.. ,
4,11
...
.t 1-' \
Ił
j" -""-"",,",
----
Kairouan powital nas białymi
kopulami meczetów i minare-
tow
Niech mama jeszcze móWI, ale
nov,.ą bajkę - nudzlMmy naszą mat-
kę, która, gd} repertuar sie kończył.
z:acz
a więc wymyślać baj,kl z tan-
tazli. Zacz,!lem Sle szczególnIe inte-
resować opowiadaniami o duchach
Z tych dZIecInnych bajek i strachów
na pewno po\V!>tała mOJ" osobowo<ć
psychiczna j mOJe ..ja".
Jeszcze mieszkalIśmy na WSI, gdy
rozeszła się slav,.a medium Guzika.
Zobaczylem "ducha" na lotografIl
w Ilustrowanym KUrierze. uJciec po-
wledzlal że tl' t}]ku plazma, ale Ja
tego me zrozumla!em, I uważałem
że Guzik byl nadczł1..1Wleklem. Cho-
ciaż ojciec podważyli mOJą Wiarę w
IstnIeme duchów, sam w me wle-
rzvl wldocZlnie, bo coraz częścieJ od-
b}waly się u nas w domu seanse SpI-
rytyMyczne. Zaczynalo Sl
od tego że
olciec coś ry,sował na bia
ym arkuszu.
putem w kojo stawiał duic litery,
w rogu na lewo plsal .,plekłu", a na
prawym rogu pisał "mebo". Na seans
lJawlalI Się znajomi, nawet sam pan
v. Ice-starosta. Gdy siedlI dookola
ukrąglcgo stołu, mój ujclec J}r}go-
\\al calą ccremumą, kaLal wszyst-
klnl sple
ć ręce. a matka miała 0-
głasz,IĆ lItery.
- Proszc o zachov,.ame pelnc, n.
!>zy - zapuwledllał mÓl OjCiec
-- Aha! - krzyknąl pan Ćwirko-
GodyckI
- Co się stalo?
- - Ja chce tylko przypomlllc,;
w}Jaśni/ pan ĆWlrku - ieb} nasta-
WIĆ samowar. bo duch} duch,H1lI.
,Ile tTlcb,1 będzie WYPiĆ herbatki .
-- Syn rJ.lstawl samov,.ar. slysz 's/,
R}slu.
Z sIOnki. gdzie zawsJ'c stał samu-
v,. ar, ;CSZClC przez przymknięte drzw;
!Jsl}szajem głl1s ojca'
- - (zy P;lIlstwo IUL wszyscy Spletli
ręce, bo musi być zamknięte koło.
Prosz.:; tylko patrLeć \\ Jeden punkt
a więc na talerzyk
lui: talerzyk SIC rusly'ł - krzvk-
ne,: ła ma tka.
- Czy nie ty rU!>lyłaś? - puwle-
dział ojciec.
-- <';Iav.o hunoru' - laprzcczyla
m,ltk,l.
OjCICC o
wladczyl: .- Duchu dubry
( zły kim tcrai j
teś?...
..Za mDrLam ' , za lasami zyl sDble
biedmy szewc. MleszJkał w małym dDm-
ku z jednym Dknem w blalych flran-
kdch I m'.a.1 jedYll1egD s}nka. SYil1e,k był
aZlw,nym dZleoklem ".
Tak mi słowa.mi mogła'by Lal:ly.nać
SIC; hl",tDri..i żvcla nalsłaWiniejsze
D na
śWiecie autora bajek, Ha,nsa Christiana
Ande.rsena.*)
OrDdzlł s:
rzecLywlścle "ZJa morzami,
za lasami", w Da,mi, DtocZi01nej morzem:
w mlasteczlku sąsiadującym J' lasam1.
Odense. jed'nD z nalsta,l1Szych mla.,t w
Kandyna-wli, DnalWIe pDchDdl4ce.j
d
:pogań
lklego bDg.l Ody'll<\<. byilD me-
wleł.kle, liczy,łO' wtedy. na PDCZąt'kU XIX
W. pięć tyslecY mieszkańców, ale mimO'
(O bylD d1ruglm po Kopenhadze ł: 1Ia -
stem Danii Ojcem Hansa Christiana
był SkrDmny szewC> ma
ka dDrablala na
zycie jalko prdczka. We troje mle
zJ
ali
w jednej Ilbie, która byla jedll1D
lesllle
warsztatem szewsk im I ca,lym mieszka-
niem. Ale tutaj tradvCJd batiki roleszła
się z życiem. RD mimO' biedy i clężiluch
warunkćw. chlDPlec by,ł sLCz
6liW}m
dzieckiem, p
utym przez rDdzlcóW
DtocZenIe. OJciec, nie mÓ1!!1 nigdy Dd-
żalować że bieda nie pDZlWD]j'ta na naukę.
i sz.ukal poclechv w fantaZ!jach dLlełD-
nych L sY'llem. WleC/,Draml Wall"SItat
szew."k i sled'ł w kąt, Djciec I syn rDZ-
kłwali SIC na podłodze I rDzPDczvlllalo
się przed'itawle'nie. Rvl tO' prawdzIwy
teatr w mmlat.uue zrDblony p
zez Ojca,
le sceną. J'mlenll1ymi dekD
aCJami i ku-
kletkami. które odgry'wały rO'!e w la-
klejś historII wymyślonej przez DJca
(';rus,aml prlctwarzal w IlIch tO' CD wy-
czytał w k'ilążJkach, Juedy indZlei tema-
tem były orawdzlwe zdarzenia. PDwta-
rzająca się CJJ
lStO bi'twa, w którel wal-
cyły wOjska napDJeońskie, HlsZJ!)ame :
DuńclYcy sD111Vmlof:lrZenI pl1zecilWkD
SZlWedDm i lawsze za'kDńczone wspanla-
Iym zwycięstwem Napoleona. byla Dd-
b'c'em wydarzeń w r. 1808, 11;dy Dd-
dZlaJy NapoleDna /atrlymaly Się w
Odense w dl1Ddze na Szwecję.
Ile ralY w miastecZ1ku lub Dkolicy
Ddbywały się urocZystDści czy zabawy,
oJciec braI na nie Hansa. który Z wy-
*) którego s/,tukc ..Nowe SŁaty kró-
la" wystawił niedawnO' IDndyński teatr
dla dlleci ..Syrena". (por. Kronike w
nr. 1423 ..WladDmDści").
Hans Christian Andersen
sDk
CI Dj'-liJwsklegD ra.mlenla Dglądał
wesDle or!>,lakl L chorą.gwlaml. tańczą-
cych wśród tłumu błaznów, powaz,rrych
mies,zezrun w strojach cechowych. CLY
ue:lJllI'ków, którzy w kam3JWałDM'e Dstat-
ki prowadzili orzez miaosto utucolonego
wDlu w girlandach z kiwlatów. WIOZą-
cegO' na grzbiecie chłDPca w blalej ko-
sZluli L prlY'PJętymi skrzydłami am-ola.
W medł-ielę Hans ChDdPDzmał. J'3blerając cza-
sem na pnzedstawienie do jedy'negD
miejscowego teatm. Ws,zvslkD iedlno C0
będzie w nim 110blł. byk być w teatJl"le.
PDmewaz ba,rd7D ładme i/plcwal SDpra-
nem> wlec na-tulI"alną rzeozą wydalD mu
si", by zostać śpiewaku:m. Mial j,uż 14
lat I wSiZ)'scy WOkDID uważali że czas
by zabraJ się dlo nauki jaklegD5 rzemlO-
sla. Ale Dn wyciągnął Le slkarbonkl
DSLCzędnośCl, k,tóre slkładal od drz.iecka
I oznaimił że jedzie do KDpenhagl uczyć
się śpiewu Za,pakował tobDłek i z pro-
wia,ntem. przygDtDwail1vm pr.zez zapla-
karną matkę. wSladl na statek. by jechać
pO' szeZl
cle dO' stD]icy.
P
zez diJ"ugl czas PDbyt w K,openha-
dze da]ekl b}'11 Dd szcześcia i gdyby nie
a.mrbloja> Hans Chnstlan byłby memi[
wrócil dO' Odense. Nie udałO' mu się
ani dostać dO' teatru ani dO' szkoly ba-
letowe
, rum nawet zagrzać miejsca u
stD]arza. gdzie znalazł robDtę. Upór
jedlnak i wiara w jakieś wyżslZe pOiWU-
łalnie sprawily że w kDńcu znalazł moż-
ne poparcie. Sławll1Y v.4osiki profesor
śpiewu pnzyjąl gO' jalkD
wegD UCZJllla
a jed1nDCześnie j!il'upa przDdujących alTty-
stów KDpenhagi wvstarala sic dla megO'
o stypendium. TegO' same
D wieczDlru,
gdy Sll
o tym dowieazlał, siad'ł dO' li-
sIlU: ,>DrDga mamO" - plsal. - Jestem
najsilczęśliwszym czlDwleklem na śiWie-
cle KDpenha,ga lest cudownym mia-
stem. pellnym
'elkich ludzi. IktÓ!!TZY
mi pomO'gą stać się slawnvm".
Byl tO' rzeczvwlście oocz:jJtek d,rogi
ku stawie, ale innej niż Hans si.. spo-
dZl;ewał. Ze śpiewu n'c me wyszło, ani
L tańca am z aKtol1Stwa. Jeszcze nieraz
biooDwal i glodował. aż znalaz;1 się nD-
wy opiekun, który d-opllrnował by Hans
SZkD
< SkDńczyl. Zacząl pIsać Wiersze
I SlztUkl leatralne, które zDstaly za-
pomniane PIerwszy Drawdzlwv sukces
przyszedll pO' wydaniu kSiążki. D tytule
.,Impl'owi,zator", Dpartej na wrażeniach
z pDdróży pO' W'loszech, któl!"a Ziroblla
gO' sławnym file tvlkD w rodzill1l11e.J Da-
nit ale I w Anglii i NIernozech. TegO'
samegO' roku. 1835. HaJrrs Christian
Alndersen wydał pierwszy zbiór baJek.
k,tóry z:alwleral m.ill1. slaWll1ą hlS
O''fIę D
księZ)nIczee na
rochu. Baliki spotkały
Się z surowym sądem wielu krytyków,
którzy za,rZJucaiI im brak walTtDścl wy-
chDwaJwczych i slwDbodnv st}'1I, zbJi
D-
ny dO' pDtDoZlnej mDWY. BYli i jed'llak
ludzie, którzy od ra,zu oDzma]i się na
nich. ja,k uczony Oel1S
ed, Ddklrywca
elektromagnetYLmu. k.tóry pDwiedział
że powieść .,ImprowilZatDr" ZlTobiła
Andersena slawlI1ym. lecz jegO' ba
kl
zrobią gO' nIeśmierte].nvm.
PO' pIerwszym tomie bajek orzyszly
nast
'Pne. nDwa kSiążka na BDże Naro-
dzenie kazdegD rOiku, jaikby prezent
gwla.zd'kowy dla dZieci. RaLem Al!lder-
sen naplsal 156 balek i zdaie się poza
Biblią. żeden utwór nie zDsta.ł przetłu-
maczony na tyle Dbcych języlków.
Życie A,ndersena zaczełD się i za,kDń-
czyłD jak jedna z JegO' baJek SY'fI bied-
negO' szewca bvl prZYjmowany przez
królów i książąt JakO' hDnDroiWY gjDŚĆ,
pl'zy
aźJl1lł silę ze wSlystklmi sła:wnymi
ludźmi swych czasów m iil1. z Dicken-
sem, Bal,zaklem. H
inem. Dumasem.
Ibsenem I - DCZywlścle - z inl!lymi
autDrami bajek, braćmi Grimm. Gdy
Andersem miał 5(; lat Ddwled!Ził w Rzy-
mie slaJwną pa,rę ang eIskich poetów
- EIZJbletę i RDberta BroWll1li11,ga. Ich
12-]etni synek przY'patrYiWal się uwa,żnie
wysDklemu, niezgrabnemu starszemu
parnu i pDtem PDwiedzial dO' matki: -
..Łwny tO' on nie lest. Wvgląda wła-
ŚCllWie jak je11;D wlasne brzydkie kacLąt-
ko, tyllko że JegO' umysl rDZlWIII1.ął się w
łabl,1CJJzia" .
TO' powiedzenie pDsluz:vlo lakO' tvtul
dO' kSląŻiki MOniki Stirlil!l
D Anderse-
nie. która ukazala Sle W An!!lii P.t.
"Dzkl łabędź.
I.amus.
RusJ'ylo! Spudek naznaczony atra-
mentuwą strzałką ruszył naprawde.
-- Kto tam jes(']
Strzal.ka wskazała na "pieklo".
- PISZ litery - oJcIec powIedZIał
do Jllatocl.
- "M" - ..A..... ..Mar}sia".
- 'J o mOja pierwsza żona! krzyk-
n
1 ujclec - pisz dalej!
Ruch\' spodka zlożyly całe walll(,,'
"Dwa dni temu rozS>trzelah mllle \\
KI!owie" IOkaza'ło sle to prawdą.
bo pl' kilku miesiącach przyszla Wl:i-
dun1UśL że pierwsza żona oJCa zo-
stała 10zstTLe]ana: przyszed'l też Jej
JJst pisany w celI przed w\iroklem).
OJcu ]eclały ciurkiem łzy z. oczu.
szepn'lł do mOjej matki: z,rozum. 10
była mOla pierwsza miłość... Mimo
to bardzo bolało...
Wszyscy sledzleh spokojnie ze złą-
czonymI rękam
, bo matka jeszcze
trzymała rękę na talerzyKu. który
stal na tel fatalnej lIterze "M". Na-
raz coś stal o SIę z talerzykiem, za-
cz<}ł kołować i jakaś s'la rzuciła
111111 o ścian;: rozbiJając na drobne
okruchy.
To "w}wO'lywanie duchów" zrl'hi-
lo na mme wle]kie wrażeme Naj-
gor..ze było gd} zobaczyłem topielca
w wodZIe w rrece. Chodziłem po szu-
warach I mIędzy trzcinami. hlIsko
brzegu. natknąłeem się na topielca
Zav.olałem ludzI. powled.zielI że to
był plJal11ca i zapaliła się w mm
wódka aż utonal. Widziałem trupa,
był szaro-zielony
T,lk rudzlła Się w podszewce me-
go "ego" nadwrażliwość i stany le-
kowe. Strach
¥
Kiedyś przez kilka miesięcy mle-
sIkaliśmy we Lwowie, gdzIe mój oj-
ciec został z..angażowany do opery.
I. aby przedstawić Się publiczności
jako nowy
piewak, mial dać kon-
cert. Matka kazała mi wziąć Ja
pralni .koszul
frakową ojca ..żcby
gors dobrze st..1 i był szt}wny
....kocz synu, wiesz gdzie pralnia. Z<1-
raz za rogicm".
-
...'
...
. .;
"'ł''1 ł' I .
... . I
"
'"
. -
-"-
¥
-':::o.." ,"
.
............. '"
- A tło"
\, ; . j
\. J-Ą -oi....
-------
' -\ .
Uliczny ...
klep"
Ru
z
łem do pralni. ale r;a rogu
Jei nic było, więc chyba p(''izedłem
w zła
tronę. s.koczylem na mn} róg,
.la prav,.o I me byio zadnej 2 ra ]l1I,
znowu poleciałem na lewo. zapyta-
łem v. sklepie, nIC nie wiedzieli, wy-
zedłem n,l ulIcę, postanowiłem \\ ró-
CIĆ do domu, me poznałem go, na-
gie ogarnął mnie wiclki strach, ;ak
llIeprz}tomny zacz'Ilem biec. dom
zgm'l'J, biegłem Jak szalony, potrą-
całem ludzI a potem lobaczylem koś-
ciół i wszedłem do kośclolla i odmó-
wilem przed ołtarzem trzy "Zdrov.a
M,ITla" I ..Ojcze nasz", a potem
..Kto się w opiek(: odda Panu swe-
mu. a cal}m sercem szczerze ufa
lemu śmle]e rzec może mam obroń-
ce B
ga. nIe przyjdzie na mnie żad-
dna :o.traszna trwoga...".
W}szedlem z kościoła, a strach Sl
wzmagał, zac.:ząilem plakać I cIągłe
lecąc. mmą'lem jakieś skrz}żowanle
ulic, tylko myślałem że może nagle
Pan Bóg pokaże nasz dom, aż natkna-
lem SI.. na posterunkowego, który po-
wIedział:
- Ta czegu kawaler tak łeci
płacze'!
Ja się zgubiłem.
A gdzie kawaler mieszka'?
Nie wIem.
A moze ma adres'!
- Nie Wiem, me wlcm.
A klm Jest ojcIec I gdzie pra-
cuje?
- W operze, test
plewaklem, t('st
teraz na próbie.
-- No przecie opera Jest JUŻ I le-
daleko. ..
Dobry posterunkuwy zaprowadzi'l
mnie do gmachu opery. nareszc:e
usłyszałem glos ujca, a potem ude-
rzy'ł mnIe jego kostium Rlgo]ettu. MÓJ
wyhav,.ca powIedZlai:
- Więc pru!>zę pana artysty zol1a-
czY'łem tego basałyka. który blą-
kał 'Się płacząc, mówI Że Się zgubił
Ojciec mllle pogłaskał, podZlękn-
wał posterunkowemu, dał mu bilet
na premierę ,.Rigo]etto" za tydzIeń.
bo przedtem Jeszcze koncert galuw} ..
Wtrąciłem Się:
- WłaśnIe mama posłała mnie L
koszu!;;1 do fraka I tam SIC z2uhi-
łem...
Więc w dZIeciństwie miałem dUlo
powodów do strachu. A teraz w dOj-
rzałym ŻYCIU przybywało mi Ich. kle-
d} myś]alem o ubywanIu lat. o eme-
ryturze, o chorobie. Nawct listy ot-
wierałem z trwo):ą - a nie wS7ystkle
byly złe. Ale !>trach m,1 duże OCZY.
...
Kiedyś mOJa Krystyna zaczda zblc.
rać grosiki i oświadczyła:
- MUSIsz trucht; odpocząć. s;hu-
dłeś, pOJedziemy na dwa tY200nie
du Tunisu.
Wyladowaliśmv medaleko samei
Kartagmy, a potem ,lUtobus zawlózi
nas do piekne£o hotelu. dostal1';mv
pokoje w domku (przyjechał z nami
teść j wn). Domek był nad
(lIl1ym
.
DUZE
morzem wśród mnych takich
zankę.
zwaną autobusem. Blaszanka trzęsła.
na szczęście me wzięliśmy DZiadzi.
Przewodnik, który ciągle nudZII przez
głośnik, wYJaśmal po angielsku, fran-
cu
ku I nIemiecku:
- Przejeżdżamy przez rejon. gdzie
mieszkają Arabowie zupelnie Jak no-
madZI. a teraz tu jest największa oa-
za i największy zblOrlllk wody. 400
tysięcy palmowych drzew. Niech P,\11-
stwo patrzą. tu Monastil'. tu Się uro-
d/il Bourgwba'
Kalrouan powltal nas bialymi ko-
pułami meczetów I minaretami. Naj-
większy mecIet byl wspamały, ko-
ronkuv.a robota l marmuru, obok
dziedziniec pełen turystów. blyskał}
larzemowe śWlatla I terkotały apara-
ty filmowe. WszędZIe pętala Sle sz:.-
rańcza małych dZieci. które chcialy
sprzedać jakieś drobiazgi. male wlel-
bGądy, karteczki, Inne pamiątki
Przewodnik poganial nas. bo mie-
liśmy IŚĆ do hurtowni dywanów, W}-
szliśmy z kamlenncl bramy i znov, II
otoczył na
zglelk. nawoływania.
wlelblądy I osły. Berberowie I Arab-
ki w blalych szatach z muślinu.
Cały Kairouan by
wie]:kim labi-
ryntem ulIczek I zauł,ków, v. których
siedzielI ]udZle lak mrówki. przez
które przechodZIły karawan} do LJ-
bii, nawet do Kairu, l1awet do Bag-
dadu. DojechalIśmy do hurtowni dy-
wanów prz} małym placyku. POWI-
tal na
gospodarz. ale od razu zoba-
czyłem kolumny dywanów, wśród
których można Się byio zgubić. Gos.
podarz przygotował krzesła i zacz,!ł
pokaz}wać dywan}, potem zaprosił
nas na pIerwsze pIętro, gdzie podano
nam kawe w małych szklankach. gos-
podarz zapalił ja.kąś lampę (A]ady-
l1a'?). rozszedl się odurzający zapach.
ale me stłumił zapachu wełny zżera-
nei przez mule. Właściciel hurtowm
położył na podlodze swoje dywany I
pro!ilł żeby tylko dotknąć ręką, po-
tem zwrócil Sl
do Krystyny:
Niech si
pani położy, zobaczy
panI że lak puch,
....,.
....
'"
· tJ',
(, .!l\ 'T
'.
ł
..,...' -",
-;
ł ,.;j=!.,.' f:1
j \"" rJ, .
\.
,fIIł. . ". I
;...
"
OCZY
nagle :o.łońce mnie dopadło, odbite
od białych ŚCian, raziło mnie mimo
cIemnych .okularów. Nie widziałem
nigdZIe towarzyszy naszej wycieczki.
wIdocznie poszlI. lak wspominali, do
innego meczetu, gdzie są piękne mo-
zaJki. Zacząłem się prawdzlwje nie-
pokoić. W głowie rOIły mi Się fan-
tastyczne myśli że Krystyna z.ostał,a
odurzona zapachem z ..lampy Ala-
dyna". gdy polożyła się na dywanie,
;I może to b}1 naprawdę magiczny
dywan? Może purwał ją ten wiaś-
clclel hurtowni. Hassan Faud. Stara-
łem się sobie wytłumaczyć: baJki.
Jakie nie zdarzają się w życIu. Muchy
plly z mojej szklanki, potem USiadły
na dwóch kawalkach cukru, dobrały
Sle n:.wet do kawy, jedna !>Ię utopl:a.
VI'lalem do szk]ankl parę kroplI ko-
maku. po chwili muchy Się upił} I
zaczęly kolować dokola mojej głowy,
robiąc dZiwne harce i mlłynkI. NapI-
łem sie sporo wody i zacząłem roz-
glą-dać Się za "w.c." I wtedy kelner
w feiie wskazal mi hotel na pier-
wszym piętrze. Wszedlem na górę,
naclsnalem lakaś klamkę I z.obaczy-
łem Lellę. leżącą l1a łÓŻJku. Zawo-
;ala mme do siebie.
Zapyt,lłem:
Przepraszam. czy pani mieszka
L wężem'!
- 11 est amlcdl vlens.
- Je suis presse. ma femme...
Ucieklem
..M,I femme" nie wracala. ZOS!.I-
WIli mme obuje MarcIn I Krystyna,
/Ile znałem drogi do autobusu. Za-
cząłem biec po krętych uJiczkach,
rozbljaFIC ludzI, ktoś uderzył mnie
bo]eśnle rowerem. SiedZiał na nim
muNa v. bmoklach. Nagle uslysza-
łem klakson. w tel zapommaneJ mie-
ścinIe. na pustyni. jecha
a karetka
pogotowia. było straszme gorąco,
może gdzie med.leko mmaretu cze-
kał nasz autobu!>. da]el bIegiem. za-
pummając o chorym sercu. Zrobiło
mi
Ię slabu, mOŻe zemdleję?, kręcl-
lo mi ",ię v. glowle. lak kiedyś, gdy
DędZllem wc Lwowie. Nag]e z małe]
ulIczki wyszedl mÓl Marcin, zapy-
talem gdzie mama?
- Mama w bazarze, juz !"uPlla
dwa kilImy, a teraz ogląda stare
garnb.
Zobaczyłem N. było to dla I
lmc
za zla z osła i stary Arab postawił
przy niej kosz i Lei]a zaczęla rozbie-
rać sie aż zostala naga do pasa.
Stary Arab otworzy I pokrywę ko-
sza, wyjrzał spod mej Wąż. wysunął
sle na zewnątrz olbrzymi plaz, jakieś
półtora metra długoścI, o;tary Arah
wziął na ręce tego boa dusiciela I
zawołał: "Leda!" A ona okręciła
tym wężeJTI uda, brzuch, pocalowala
go i przy akompamamenCle piszczał-
ki zaczęla ,.taniec brzucha".
Naraz zorientowałem Się że Kry-
'tyna me w yszła z hurtowni dywa-
nów I że nie było Marcina, ja sie-
działem pod daszkiem w kawl;um,
te że SIt; ten czerep rozbije \\ auto-
busie
*
Nazajutrz morze by lo lazurowe,
Kr}slyna poszła Się kąpać, nagle za-
czął
Ię szkwał. morze Sle wzburzyło,
wyjrzałem z naszegu bungalowu. szu-
kałem lei wzrokiem. raz się zjawiła
na fali wśród grzywiastych pian, po-
kazyv.ał !>ię czasami jel czepek, po-
tem spojrzalem na zegarek - JUT.
prawie gudzmę.
omyś]ałem że ona
utonęła, może przy brzegu, gdzie <;,!
mątwy - co ja teraz zrobię - po-
myślałem - i co zrobi MarcIn. któ-
ry czeka na maturc... Muszę polecieć
do hotelu zrobić alarm że moja żona
zgineia w morzu I wołać o ratunek.
l nagle przy bungalowie pokazała -ię
mokra Krystyna, w ręce trzymala
karteczkę: "J Ilani sahbed-jebel soll-
man Hammamet". Przez cały czas
rozmawIala na brzegu z 12-letmm
chłopcem. który wynajmuje wle]błą-
dy. n;e ma lewej ręki, marzy o ba-
iych spodniach, nawet wiedzial o
Polsce! Wtedy obiecałam mu przy-
słać je z Londynu... Krystyna teraz
s!1ojrzała na mnie oczami zupełnie
lazurow}mi.
Ryszard Kiersnowsld
/Archiwum_001_09_175_0001.djvu
Nr 1428, 12th August 1973
WIADOMOSCl
s
PU8ZKA
HELSINKI
Pierwsza faza "Konferencji Bez-
pieczeństwa i Współ(pracy W Euro-
pie" skończyła się. W jesieni ma w
Genewie rozpocząć się druga faza,
prac komisyjnych, w których będą
omawiane szczegółowo wszystkie za-
gadnienia jakie w fazie p:erwszej
były na porządku o.brad w formach
ogólnych. Już dzisiaj można powie-
dzieć że ta pierwsza faza nie przy-
niQsła wyników, na które liczyły
Sowiety. poMyka Sowietów zmie-
rzała do jak najprędszego u.bwalc-
nia "ogólnych zasad" określających
wzajemne stosunki pańs.tw euro.pej-
skich w bliskiej przyszło.ści w spa-
sób, który każda z układających s:ę
stron moglaby chcieć rozumieć ina-
czej. Sowiety liczyły przy tym na
rozbieżności między państwami za-
chodnioeuropejskimi, na pewne od-
rębnoŚCi w postawie Francji, na skrę-
powanie Niemieckiej Republiki Fe-
deralnej przez jej układy z Mo.skwą
i z Warszawą, a taKże przez atmo.s-
ferę sztucznej euforii wywołall1ej
przez zbliżenie Waszyn
tonu z MO!\-
kWą.
Te rachuby zawioierw lecialy epitety, pot
m ka-
mienie, tłuczano. się z werwą. z fan-
tazją, tl1wało to godzillIkę, dwie, póki
starczyło tchu. Następnie I1io.ńczycy
i Acha,jowie rozchodzili się w przy-
kładnej zgodzie i bez żadnej urazy.
Po co. dlaczego? Ano., dla honoru
innego. niż u Boziewicza: wykazać
się, kto lepszy, mocn;ejszy, adważ-
niejszy. Na guzy i si.nia,kl nilkt nie
zwracał uwagi, zresztą uważano, że-
by nie bić za silnie. by nie spowa-
dować kalectwa.
Na na8Zej emigracji nigdy nie
brako.wała zapasów polemicznych, a
ich paziom bywał i jest bardzo. nie-
równy. Zwracałem już prą r&nych
okazjach uwage że prawie n;e mamy
palernik światopoglądOowych ściera-
ją sie nie tyle koncepcje. co koncep-
ty, szwankuje techniika dialektyczna,
zbyt natarczywie wysuwają się na
pierwszy plan sta,Ie bolączki i wza-
jemne urazy par;tyjne. N_I porządku
dziennym jest kopanie z tyłu, pod-
sta,wianie nóg, bicie poniżej pasa.
O to astatnie nie można do pew-
nych publicystów mieć pretensji: bi-
ją poniżej pasa, bo nie mogą się-
gnąć wyżej. Bo. i wzrast nIeodpo-
wiedni i ręce za kró:kie. Zęby pa
siadają, o.wszem, ale za gardło nimi
chwycić nie potrafią, w najlepszym
razie za nogawki spodni. Ta dla-
tego miewam je nieraz postflęp:o.ne.
Trzeba przy:tnać że w os!atnich b-
tach przed wojną zaczęła powstawać
zdecydowana rea.kcja przec;w pokor-
nemu uleganiu terro.rowi i szantażo-
wi entuzjastów Baziewicza i poje-
dynko.w. Reakcja ta agarnęła, co.
było bardzo ważne, także niektóre
koła wo.jskawe, chociaż jeszcze ""
r. 1937 mieliśmy w redakcji ..Kurie-
ra Lubelskiego" wizytę sympa.tycz-
nega kapitana, przy szabli i w bia-
łych rękawicZ1kach, jak nakazywała
ko<1ehowa elegancja. Ale tej "sza-
blistości" (czytaj "Złotą Czaszkę"
Słowackiego: "przyszedł ro.b:ć sza-
blistość... ") było na szczeście coraZ!
mniej i niektóny wYiżsi dowódcy
tępili ją z całą suro.waś;;.ą. Zgodnie
z najlepszą polską tradycją z XV I
I XVlI w.
Gdyby ktoś poczuł sie urażony
tymi delikatJnymi uwagami, prOSl.ę
o nie.przysyła.nie sekUJ11dantów. Nie
przyjmę. Z zasady. Zaś tekst jedno-
strannego pro.tokółu, gdyby daszło
do jego. napisania, chetnie zainte-
resowanym po.prawIe. A nawet, za
umiarkowanym wynagrodzeniem,
mQgę mu nadać farme wierszowaną.
Józef Łoboclowski
Kilimy Wandy Ferchmin
--
17" T
-.,.
?-...:
:: - ,
. ,j'
.
:
."""
y.-". p..
...
P
-.d.
: .
..
'''
':/
i,
'7.
. ..J
"
fi '.
ło>
."
... ...
"Tańce w noc Św. Jana"
kilim 155 cm x 114 cm
'VŁADYSŁAW Tatarkiewic
p.i!.
sze: ..Mało co przyczymm SIę
do szczęścia człowieka, jak praca,
którą an lubi, ceni, która go pacią-
ga. którą wykonuje sprawnie".
A pa,ni Ferchmin mówi:
- Nie chcę się poddać, chcę na-
dał malować - tkać moje kilimy, ba
bez tego nie rozumiem życia. Mam
tyle jeszcze planów, tyle rysunków nie
wykonanych.
Siedzę w willi cardobeskiej pani
Ferchmin.
Przede mną rozwieszone cuda. Co..
raz inny rozwinięty kilim.
Zadziwia mnie spo.sób tkania. Od-
rębność stylu. WywQłany arty,z,mem
nastrój, urok i niespodzianka.
A pani Wanda j'akby trochę wstyd-
li'wie zapewnia że te wzor
płyną.z
jej przeżyć, z jej życia i rukOgo. me
naśladu
ą. Moż.na by t
tak
yc
-
nie itroche staromodme okreshć ze
,.płyną z duszy". .
' Lecą mewy b.iał?-gran
towo-m
-
bieski e nad morsIc'ml falami z szan?-
burej wełny (o kt-órą w ArgentyOle
I tak bardzo trudno.). Kolor gra ry-
J sunkiem. Gruba amarantawa kreska
i tu i tam. ..
A tera;z duży kilim. Palenie ogmsk
i tańce w I':ac święwjańską. Radosne,
żywe kolory. w których artystce c
o:
dzi o pogłębienie roonych odc:em
fioletu (noc) i odcieni czerwO'l1ega,
pomarańczowego i żółtego (agni
ka).
Wszystlko wplecione w medal lany.
arabeski i czuiną reką tkane.
A ten? Zupełnie inny. Tro czarne
o różnych odcieniach czerni Czarno-
7:cIone. c7"rno-niebieskie i czarne. a
-
-
na tym tle abstrakcja wyrazającd
..ruch". Ko.mbirnacja nowych, boga-
tych ukadów w koło.rach żóhym,
zielana-żółtym i czerwonym.
Coraz nowe kilimy. Wariacje. Wi-
zje. ImtynU artystk'i, jej świadomaść
artystyczna nieomylna. Doznaję WZTU-
szenia, które czuje się patrząc na
prawdziwe, pełne prostoty dzieło
sztUiki. I jeszcze ten mały lcilimek o
wzone geometrycznym Q tanach brą-
zo.wych (naturamyohJ, żóhym, bia-
łym i czerwOonym, akcentujące skosy
i Iinje poziome.
I naraz przerywam milczący za-
chwyt i pytam;
- Co drogą panią skłoniło do
tkania? Jak (lo
ię stało że pani za-
częła tworzyć?
Uśmiech.
- A no od dzieciństwa zawsze
coś tam rysowałam, majstro.wałam.
A do. kilimów zabrałam się podczas
tudiów uniwersyteckich. Sko.ńczy-
łam, ot taki sobie, roczny kurs w
..Szkole Zdobniczej" w Po..maniu, na
wyd'liale tekstylrnym. Po.ziom był
daść niski, tak że w dużym
topnlU
jestem samDukiem.
Już teraz rOlJpętałam się w cieka-
wości - zarzucam artystke pytanja-
mi: - Technika? Wełna? Farby?
- Osnowy używam lnianej. Wełnę
zdo.bywam przędzoną ręcznie, co na-
da,je powierzohni specjalny charak-
ter. Ki,łimy z weillly
zonej ręcz-
nie i farbo.wanej wyciągami z roślin
- żyją. Przeciwn.ie - przędzone i
farbo.wane fabrycznie tracą grę świa-
teł i cieni i wydają się martwe. ManI
warsztat za lekki i s
rawia kłopot
przy zbijaniu welTIy na os
o
ie. Z:t
to farbowanie wełny jes.t zajęcIem pa-
sjo.nującym, choć zdobycie ek
a
tów
z roślin jest bardzo trudne. NaJcen-
niejszą. rzeczą są "kos.zenile" (suszone
owady) bo bardzo ciężko je zdobyć.
Niektóre raśliny zbieram sama w gó
rach. Bardzo. cenny iest krzak farbu-
jący wprost na kolaI' butelkawej. zie-
leni (,przewaŻ11ie trzeba farbowac !"la
żóliOO i niebiesko, by otrzymać Z1e-
lony). Tylko WYjątkowe korzenie, I!-
ście łub ko.ra farbuja bez odczynm-
ków chemiclJnych: ałunu i chlorku
potasu. Trudne jes.t zdobycie prz
d
ki - starej kobjety, gdyż to JUZ.
g
tunek wymieraiący. Moja
ządka
przynosi mi weł,ne surową (runo
strzyżone) i niektóre rośliny aż z
Santiago dei Estera.
- Jakie; to w<;zy
tko ciekawe! -
wolam.
w
Cordobie
- Tak - kiwa głową pani Wan-
da - ale ekonamicznie nikt tej pra-
cy i tej wiedzy nie jest w sta
ie za-
płacić. Bio.rąc życie pra.ktyczme. po
prostu jes,t naiwnością paświęcać ki.
Iimkarstwu czas. Cóż? Kiedy ta pra-
ca tak uszczęślłwia.
Wyo.brażam sobie panią Wandę jak
ohadzi pO' łące, jak wspina s.ię na
wzgórza Cordoby czy Quebrady, ja-
śniejące plamami świateł i c:eni; jak
wstępuje w mrok lasu. Może jest to
jednego z tych wrześniowych dni, gdy
tak jak DoBy W "The Grass HaTp"
T'rumana Capote, Zlbierała ko.rzanki,
trawy i łiśoie? Korę?
,
:?:. -.;-
1It
;"!;<.
.
,
"
"ot
".
....i
Kilimek o wLorze geometrycznym
73 x Jl6 cm
- Pomysły? - pytam. - Czy
Interesują panią wzory indiańskie?
- N ie. Bo. nie Wlidziałam dotąd
w CaIchaqiu wzorów autentycznych.
Używane przez tubylców naj.prostsze
wzory są tkane grubą wełną luilno i
abliczone na zysk. Mnie - indiań
ski sp.osób odtwarzania i odczuwa-
nia jes.t obcy, niepaoiągający. Nato-
miast czasami odtwarzam z całym
pietyzmem kilimy XVII i XVIIIw.
Jest to szalana praca, al
od starych
mistrzów można się bardzo wiele na-
uczyć. Natomiast mam mnóstwo pra-
jektów moich własnych. już n;"rrn-
lowanych w kal.-.rach ze zrobionym
planem na papierze kratko.wanym.
Niektóre wzory mawiają się nagłe w
formie daskonałej. Inne nie przy oho-
d7;' łatwo, ani nhficie. od
ladam je
z raku nd ro.k. Właściwie... mam
wrażenie że moje kilimy już istnieją,
w formie doskonalszej niż maja. A
ja? Jestem tylko. nieudalnym odbior-
nikiem.
Słuchając tych wypowiedzi przy-
chodzą mi na myśl sło.wa Parandow-
skiego ("Alchemia słowa" ma wiele
współnega z alohemią twórczą muzy-
ki, malarstwa, czy kilimkarstwa).
Oto jak lila ten temat pisze Parandow-
ski'
,
...poddają się w mamenc:c twór-
czyrm wyższym nakazOom, takim jak
zaduma nad światem z jego tajemni-
cą, chao.sem i rozterką" albo. takim
jakie dyktowały nastroje".
Przyglądam się kilimom i myślę
ile w nie wło.żyła pani Wanda
du,
zupełnie zobojętniała dla spraw ma-
terialnych. Pytam więc czy J1Jie mar-
twiąc się stratą czasu, takU nie cie-
szy się zyskiem? Gzy wystawiała
swaje prace? l jak szła sprzedaż?
Odpowiada;
- Z paczątku nie przychodliło mI
do głowy wystawi.ać. Chodziło mi
tylko o sprzedaż, aby coś zarobić.
Miałam nieJ:cznych, ale stałych klien-
tów. Dopiero niedawna, kiedy wa-
runki nasze się pDprawiły - zgro-
madziłam sporą ilość Icilimów i wy-
stawiłam je w Co.rdobie*) w galeni
sztuki ,.Gutieres y Anlguad". Jest to
galeria, która wystawia tylko lJIlanych
artystów i od razu stawia aJ'tystę na
wysokim poziomie. Wystawa miała
ogro.mne powodzenie. Zwiedizały ją
tłumy. Kiłimy były drogie, ale sprze-
dałam ich kitka, po.tem prywatnie,
tak Że_ pozostała mi niew:e
e. Trzy po_
słałam do Waszyngtonu na ręce pam
Róży No.wotarsk'iei. Sądząc z przy-
słanego mi amerykańskiego p:SII11a -
kiłimy wystawione w ..American Unl-
versity" bardzo s.ie podo.bały. Obec-
nie. jeżeli Bóg da zdrawie i spokój,
zabiare się do pracy z myślą o wy-
stawach w Buenos Aires. Barilache
i Stanach.
-- Co pani myśli o tych, którzy
kupują kilimy? Czy nie żal pani ze
swoją pracą żegnać się?
- Sprzedaż jest trudna. Ci co ma-
ją poczuc;e piękna - przeważnie nie.
maią pieniędzy. Jednak są to najmil-
si klienci. Płacą po. trochu, ale su-
*) C'onlóba - jedl!1D z naj,więikszych
miast AT:J;entyny, ] mi,liDn mieszkań-
cńw
Inkowie staJII si,
literacką sensacJę
Londynu
Przed paru miesiącami ukazała sa:
książka, napisaJna przez niezJnanegD d-o-
tąd a,utora JDhna Hemmin
, Lp. .,The
CDnqueq Df Ln.cas - Podbój Inków".*)
ZdawałOoby się odległy, dDbrze zna,ny
temat. Ud3Jny debiut Jj'terack'i w LO'ndy-
nie dziś, w czMie masowegO' przekazu
i ws'zechwładnej telewiz,ji, jest spra.wą
niezmiernie trudną. Szx;,zegolinie dla łu-
dzi młO'dych i nie należących dO' jakie-
go.ko.lwiek z t.ZIW. "establishments", ko-
terii czy grup uznanych, łub k,rytyik-o-
wanych, ja.kD autorytety. Stąd też war-
t" tu wspomnieć krótkO', kim jest JDhn
Hemming. PO' pierwsze jest Kanadyj-
czykiem z pochodzenia, pO' drugie nie
ma jes.ZJCze cz;terozies.tu lat, a pO' trze-
cie, wychDwanelk przodującej sŁkDły an-
gielskiej EtDn, kanadyjskiegO' uniwer-
sytetu McGill oraz Oxfordu jest his tD-
rykiem-amatorem: z zawodu jest fi.nan-
sistą w City. Tyle że dużO' PDdróżo-wał.
I, jalk tO' się częstO' zda= w Anglii,
jegO' prawdziwym umiłDwaniem nie
jest jego l.awód, ale jegO' "hobbv". '\
tym okazały się stLldia ..arnerindiańskie".
NeolDglzm ten od dDbrych pa.ru dzie-
si4tków lat ldDbył sDbie prawa obywa-
telskie w języku dn
ielskim PO' obu
s
ronach AtJantY'k,u. Je'it 00 ws-pólnym
mianDwni.kiem histDrii Dbu Amer:y,k w
okresie p:zed
kol'urnbi
skim, a PO'za tym
Dbejmuje okres podbojów - dzieie
t.zw. "cO'nquistadO'rów" ws.lelkich n
.
rodO'wości, a pr:zede wszyst,kim His,z.
panów. Tu mały wtręt historyczny. StD-
sunki alngielsko-his2lpańskie od stUileci
są pr:zeslonięte chmurą zadaownionych
ura,lOW, nie.nawiści, strachów i upr:ze-
dzeń. Anglicy pDmog]i wprawdzie Hisz-
panii uratować się od NapDleooa _
przy czym O'pracowa,nia brytyjsk,e
na ogół ppl.eślizgu
ą się nad niewątpli-
wym falktem iż ,ws.paniałe ZJWycięstwa
Welli'ngtO'na nad marszałkami napoleoń-
skimi bY'lyby l1I1acwie trudniejsze, o ile
w ogóle mDżliwe, bez DgólnegD powMa-
nia calej ludnDści półwyspu iberyjskie-
gO' przeciw frnncuskim najeźdźcDm, a:c
po-za tym kilkuletnim okresem oba na.
rody znajdDwaJy się nieodmiennie we
wrogich sDbie ob Dzach politycznych,
kJultUTalon.ych i religijnych. Anglic.y i
Amerykanie byli głównymi protagDnis-
tarni t..z,W. ..La Lejenda Negra - Cza'r-
nej Legendy" - wersji historii świata
zachDdniego u-k,resu wielkich odikryć
geDgraficZTIyCh, pI1zedsta,wiającej Hisz-
panów jakO' ponurych, łUDieżców, bi-
gotów i ok.J1utn i,k ów, a poza tym "pa-
pistów". Hiszpanie Ddplacałi piękll1ym
za nadobne: rlila nioh AnglosMi stah
się w ciągu wieków synonimem obłud-
nych i zimnych herety'ków i piratów
morskioh.
DO' .dziś, mimO' iłuś tam miliooów
tU/'YIStów angiel
kich odwiedizaljących
HisZJpanię CO' roku i powaŻJnej imijłira-
cji zarobkowej hiszpańskiej w Am1tlii,
echa tych uprzedzeń są cią1tle
eszc'le
ZJdumiewająoD żywotne pO' jednej i dru-
giej stronie. 1 właśnie na tym tłe pD-
wodzenie klSiążki Hemminga jest osiąg-
nięciem zupelnie zdumiewającym. MłD-
dy bankier bowiem, jak tO' się mówi
.,pDszedł pDd wIDS". Nie wybielając
ani okrucienstw ani słabDści ludzJk.iei.
ukazał ZJdumiewający DklTes histDrii:
podbój olbrzymiegO' i pDtężr1ego im-
perium prlez, dost.oWlrlie, kiliklUset
3Jwantumilków, n3Jjernników i belJrobot-
nych rolll1ierxy, dDWDdz,ooych przez łu-
dzi, Q których ich whśni rodacy (a
szczegółll1ie hiszpańs.ki !?;ubema1O'r Pa-
namy, głównegO' WÓWCZalS his.zpańs,kie-
go osoodka PO'litycZlnegD na lądzie sta-
łym Ameryiki ŚrodikO'wej) byli, co naj-
mniej, bardzo ujemne
D zdania.
Hemming. jedina'kże, pr.zedst3Jwil Db-
raz ,.trójl\VYmiarowy". PtrzerDstv WlSzel-
kiegO' l'odIzajl\l: owszem. Ale w oparciu
D WlSpółczesne wypadikom ŹJródlła, d{)-
tąd nieznane albo £3Jpomniane, wyglą-
da,ty o:Je inaczej a'niżeli na D
ół Dce-
nia się je dziś. Istniała odwrDtna stro-
na meda,]u. A na.de W
ZY5tkD istniał
.,amerindiańs,Jci" aspekt całej sprawy, o
czym się zapomina w schemacie euro-
pejskiej historii. Tę D]brzymią IUlkę wy-
pelinia wspaJrrialte oksfQrd.zJki historyk-
amator z Kal:Jady.
Czeslaw Jeśman.
*) John Hemmin
- The ODnquest
Df the Irncas, Pub!. Abacus, 1972.
mieOlnie i jestem pewna, że mój ki-
lim będzie kochany. Nieraz .opowia-
dają mi że ucząc slię, czy też czyta-
jąc, spDg]ądają na kilim i odkryw'l-
ją w nim coraz nowe odcien.ie, nowe
szczegóły. Najgorsrzy gatunek - to
bogate snoby. "Nie widzą" kilimu,
słyszeli tylko że to ładne. więc ch::ą
kupić. Ałe targują się. chcą nabrać,
aby. się potem przechwalić że kup'li
tamo. Takim nie chcę sprzedać i boli
mnie, jak kupią w galerii. Czy lubię
moje kIlimy? Najbardziej te, ktore ko-
sztowały mnie najwięcej pracy. Mam
2 czy 3 ulrubione, których nie sprze-
dam, aby się z nimi ni'e rozstawać.
(Oglądam taki jeden, rozwieszony na
klatce schodowej. Jest dekoracją pa-
łacową).
A więc z tych .,ukachanych"? "Wie-
w,iól1ki w lesie". I na ciemnym tłe lu-
dzie biali. ż6tci, zieloni - rozsypani,
nieulegli, gotQwi łamać, zmieniać
to ,Strajk".
Żegnam panią Wandę.
Wychodząc na ulicę czuję jeszcze
przelatujące nad głową mewy.
W:i
ą się przed oczami abstrakcyj-
ne, roZiWiane łinie.
I w odbłaskach o.gnia miga bajkd
Sobótkowe
Nacy.
- Do widzenia, pani Wanda, niech
życie oderwane od rzeozywi'stości w
walce i wysiłku twórczym daje pani
dużo, duż.o szczęścia.
laoi.'ła Surynowa-Wł'uołkow
ka
/Archiwum_001_09_176_0001.djvu
Po
moo
cr
'
;
m
w
, W '
9
OO
j
b
O'
a bi.zm. Politykiem nie dvi-l z m.'p. gen. AJltmayera: było tro- Zaam'balralSowany Sizef gabill1e.tu La nie. A więc ZJgodll1ie z porzekadłem :.1...1
był,
le sympa,tii dla maoT1ksi.zmu wszel- chę pDtłucZDnegD s
ła, trochę zabi- Ohevałerie próbował bi!'kać: .,Eh, bien. wysokie progi na lisie nDgi".
kich Ddci enli, nie ukTywał. tych. i rannych. byla krew. Weygrund mm Genera]. sta,jąc z tej strOll1Y... przy
Pr.ł:elom w jegO' poglądach nastąpi I w byl przerażony i p.rzy'gnęb.iOll1'Y. Nilgdy pewn'Ym oświet]eniu...".
r. 1940. gdy w .na!>tępstwie pDrozumiell1a3 czegoś ta:kiegD nie w
dzial mimO' SiWe- Generał pr
l1wa.l: "Nie. n.ie Zlmusi-
l manksistami obrządku mosik.iewslkiegD gO' wielku, swegO' stopn-:a i swych funk- cie mnie dO' Dfialfowania t
D PapaeżD-
na Franoję npoo ;malk'u Sar- £1\ll1liCUSkioeu. De Ga'ulle 09w.iadczył:
lre'a, którzy byli jego pr.zyjaciółmi ideo- "Nie wiem czy s,łowa te ZIOS.taly wy-
lDgilOZJnymi z lat młod,Lieńczych. AJe dO' powiedzi3Jne, ale nie jeslt to niemoż.\i-
dawnych koncepcji myślowych i dO' mar- we. Jeżeli chod'li D pDchodzenlie Wey-
kS:stDwslk.;egD mętn:!.actwa nie W1róci-i. grunda.. tO' zaohDlWywal Dn tajemlI1icę,
Teorię eglys-tencja.lizmu Salrtre'a i SimD- 'która stwarzala wokól niegO' j,akby
ne de Beauvo:1f nazwał nieco pogardli- aureo.lę. Mimo tQ dobl1ze wiedz.ia-l że
w,ie ,,metafi:zyką dla midill1etelk ". Napi- nie bylD tajemnicy co dO' jegO' naorD-
sal ki'lilm ks.iążek. wYTÓŻJniariących się dzi'n. _ Jest 0:1 synem M
ksymi'liana i
w5'paoniałym j':;'zykiem. Jedna z nich p.t. pewnej ta,nceJ1ki me l ks}'1kańsk.iej.. Koś-
.,Smur7le tropiki" osią
ęła DlbTLymie ci pDliczkowe je
twarzy są dz.ied,zic,t-
na.kłady. Mówi!Jo:ańslkich nagUlS1ów zamówił sobie u ,kD znie'ksztakDnym anagramem oma-
na
leps,zego krawca zielony .fraJ<., a w czaJącym "urod'ZiDny z M alk:symi I ialna ".
wollnych chw:,Jach pisle scena!l"iusz dla PO' pra,wdÓe mógl wi",c któregDś dnia
med!o]ańs,kj.egD teatru ,.Piccola Sca]a" pDw:edzieć D sDbie że nie ma ani jed-
nej. krop] i kr.wi fralncuslkiej w s,wych
żyłach" .
Ty]e aut
l' k!Siąilk,i. Dodać wypada że
D PDChDdzeniu Wey
anda klTążylv Dd
d31wna ró>żne wers
e ZlwlalSzcza w r. 1965
gdy umarł. Wed'ług jedll1ej. ojcem mial
być i's.tDtnie austriaciki 3Jrcyiksiążę i póź-
niejszy ce!>a,rz Meksyku M alks-ym i,ł,ia n ,
rDz:sItnze,]a,rry w tym slamym rOIku, w k,tó-
rym urodzi I sie póiniejs,z} generaI.
Ma,tką miala być- jedna'k pewna dziew-
cZYlIla z Za,
lębia Saary a nie, ,.meksy-
kańs,ka tamcerka ", ja,k sądli.1 de 'Gaulle.
Wed
ug dl1ugieJ well'Sji Wey
"n.d miał
6
40 lat temu
WIADOMOSCl
LITERACKI);
WARSLAWA. 13 SIERPNIA 1933
. Pod wspó1nym tytułem: ,.sta,nislaw
B rZO'lowslk i pn:emawja zza gJrobu"
Henryk Lukrec D
l3JsZJa list dO' J.
WI. Da1wida, dotyozący żądall1;a
przez. Br,zozO'wslkiegD sądu w spra-
wie falszyweg{J OSIka,rżeni.a, a Wac-
ław Kub3JCki drukiuje "ma,le, lecz
dDskOll1aJe kompozycje lirycZJne. ma-
jące za przedmjot uCZlucie dO' ŻD-
ny". Są tO' dedyk2JCje na tomikach
pDeŁji (BrDwninlg, Kea,ts, HugO') -
podaPkach d,la "TonicZ1ka" (Antoni-
l1Y Brzozowskiej). Poza tym maj-
dujemy nied,rulkowa,ną pl'Zedmowę
dO' ..Pamiętnilka", pellrną aokcentów
milosci i zauf,runia dO' ŻOll1y, pisall1ą
111/3 diwa mi,esiąx:e prZled śmiercią
(,r. 1911).
. .,Wśród hią:iJek" Paweł Hulka La
-
kowski omawia m.ill1. A. PJ1lybyl-
sIkiegO' "Utopie. Idee i projeMy
ZlWiąZiklu na,rodów i wieczys,tego pD-
koju" (Wa,mzawa, 1932). ..Idee,
projekty i ZlWiąz!ki, ma
ące na celu
wiecllllY pDkój świata, są stare jak
świat.. Autor się
wstecz a,ż dO'
Grecji. do LJwią7Jków aJI11fiktioDńskich
i de]f,iokich, aby następnie przejść
przez wielki średnie, odrodzenie, oś-
wiecenie, wiek XIX i zatmzymać s.ię
przy Lidze Nar'od'Ow. Ksią;żJka UID-
żona jest przej'l1zyście i pokalllUje
ko]ejn{J wsozysdde us.iłowdJl1,ia ludLi
mądrych, aby slkDńczyć z mitem
wojll1Y. Ale... ta mrusa ma,teria,łu
przYgJ!1ębia. Ty]e usi
owań w ciągu
tysiącleci i wszys.tlko na nic!".
. W .,KoI'U1!11iI1ie plas,t
ki" :zma
duje
się apel Władysława Lama "O
wSI])ÓllnlOść frontów". Wedlug a.utO'ra
..Iiteraci... często gr.zeszą literackim
traoktowaniem sp113JW mal]a,rsk,ich...
00 inllle
treść tematyoZJlla a CD in-
nego mal]arska". PDmy'l1ka t,kwi tak-
że w tym że z maolarslM'em utożsa-
mia się pięll(1!1e rzemios,ło I'udu, wy-
cin3lnk.i, malow3lnlki, "ba'tiki pamie-
nek" a taJkże fY'!>un.k.i i ma,lowidb
d,zieci, nie zdając s-obie spralWY że
.,talk samO' nie mDma Zlad,iozać dO' li-
teratury dyletanckich wierrszyków
różnych paniuś. piŚci3-
mi Literacki
i'" specja1lnie się nie
j,nteresował i nie ZJna Slkład1U re-
dakcji, ale upierał się przy SWDim
że to pismO' kDmunistyczne. DDpie-
1'0' na drugi dzień, w,idOCZll1ie pou-
czony przez SiWych ZlWliet'zchni.ków.
wYCDfaI oklreślenie ,ikomtl11listycz-
ne", utrzymując jednakże że jest to
pismO' ,.,raoy1k-al]ne". "M{Jże Pan te-
r3JZ Ddetch.nąć - pislze mec. Beren-
SD,n. Ale prosrzę pomyś]eć_ _ _ jalk lek-
kDmy/';]rnie, z jalką latiwością igra
taJki urzędnik losem pism, instyltucji,
ludzi... ja1k Wipływa na wyroki są-
dowe, które decydruią D wolll1iOści i
życiu człowiekIa".
. "Kroni'ka tygodnliowa ": ..Od daw-
na już mia
em oodejrzen,ie ze ba;r-
diZO la.twD jest być ministrem.
Znam pewne
o puŁkownika, który
próbOiwał dWlu r;zeczy: pisania wieI'.
SiZV i zawiemnia wielkich pożyczek
między,nalrO'dowych_ Ta druga czyn-
nosć pl1zvchodziła mu z;naClZ1lie lat-
wri
... W poeZJji jegO' koredyt sięgal
fu nita klalków... Prawie każdy czlo-
w,iek próbuje raz w mlod,ości pisa':
wiers.ze. Czv ktO' z nas probOtWa,1
reprezellJtO'wać państw D? Więc skąd
możemy wiedzieć że tO' jest trodne?
Lud!Zie, którzy probuią literatrurv.
w dz:ewięćd/iesięciu prDcen,tach
Ddpada
ą... Gdzici: jesot konik!fetny
i oczywisty SlprawdCbi w dziedLinie rzemiDsla
- tecZJkę słc,ó
zaną.
*
WIADOMO.CI
F
lik.'i Chrzanowski.
ZNACZENIE ZDOBYCIA MOSKWY
Do redaktora .' Wiadomości"
Jalk Zlwyk]e cieklalWie piSizący Józef
Mackiewicz zainteresowal mrnie SIWOją
recenZJią {Jstatll1iej książki
en. AJndersa
(m 1410 ,.WiadomO'ści") "KIeska Hitle-
ra w Rosji 1941-1945". Jed
ą z przy-
czyn tej kl]ęski amor i recen.zent dDPat-
I'l1ją się w za,niedba'niu przez Hitiera
J'd'Obycia MO'sktwy.
N iem i,eok a doktry:na wojennla rOZJWi-
jająca s,i ę sY!>tema
y1CZIn'ie w tym samym
kie!flInik,u od Fryderylka II piTł.ez C1ause-
w.i
za. MotukegD d:D Schlieffena i któ-
rej hołdował hiJtlerowslki, srllaztą pDgląd na Za-
chodzie. równ,ież wśród publicystów
polslkich. a sądzę n'lileżaJłoby tę Siprawę
ujmować bardziej hi!>tDryczmie.
Z dawnej mojej TO"Zi]ej!Jłej lektury
(nazJW
my to aJIJlJatorSlk,imi studi.ami his-
toryomymi) wyrobi
em sobie pog-]ąd że
hiS/toryk6w i hilS,tor.iDZOfów rosy
sikdch
można dzielić na dwa odlamy. Jeden
z tel1lderroją 'orieniliOwrunia' Rosji na za-
chód, dl1u
i odw1'6cen.ia RosU,i 'frOll1tem'
dO' Azji, gdzie są źród>la jej pDchodze-
Marian Kałuski nia i gdZlie na1Tód rosY!iSlki mDże wresz-
(N t h. S u o s h i ,n e, V i c.) cie odnaleźć siebie.
Ten drug,i odlam stwierdza otwMCie
że Zl3JSiJęIg Slowialńsrzazym'Y na WlSChooz.ie
nie wy1kraczalł pDza lil1,irę: jeziorO' Ilrnen
_ DOII1 Da]ej na wsohód i pó!inoc
siedziały mongolskie p]em!una ugro-
fińskie.
IrnlWalz;ja W:aoregów ze Skall1d)'1J12JW,iu na
obslzar późniejszego Księsotwa M oski.ew-
s'kiego (w k-i,Lk,u falach) jes1 ocen.ik.UiZYll1owao1lych' WareP;D-Rusów z
KijDwsZC,ZYzny, ale jak mówi prDL
Henrylk PalSzkjewicz ..nie by'ID ni'gdy
malSowegD nl3Jpływu Sł'DlWian z połud-
l1[a" (,.llhe Ori@iln of Russia" - str.
295). Da]s:ze, ZlTesztą ]ogicZJlloe. PaJrc:e
na wschód tegO' nowo formu
ące.g-D s.ię
plemienia wymagałO' wchłOini
cia jesz-
CZle więcej elemen,w mongDlskiegD.
Talkie byly początJ<.i formDIWania się
W,iellkorusów i ich późniejszegO' Księ-
s,twa Moskiews:JciegD - wa,rste9
_t .
:';.,f, -
.
, --
MEDAL I.ORDA DUDLEli C.
STl'ART'A
. W 1': 1.8:9 został ,wybity med'a] w Londy-
nie z InICJa,tywy ks. Adama JerzegO' Czar_
toryskiiegD (1770-186]), m;tŻa stall1!\l, przy-
wódcy ObDZIU Hótel Lambert, który roz-
wija.] dlz;alł
,].n,ość dy.pl'OmaitycZiIlą na za-
..
;rl.
::.
iiJ ':-, ;'_'
.,
, '
,,'":- "
:"&.
.
.
\
"'
1'
'
.
..' _ 'ł>_
'
',1
Nr 1428, 12th Augu
t 1973
25 lat temu
W
@
@il
LO.VDYN. 15 SIERPNIA 1948
. Na pier:wSlZej stronie: "Z Łubia.n-
ok,i - na s,taJrrowi5ikO' dowódcy ar-
mii polskiej w ZSSR". Jest to
fra
eII1t z tomu wspomI!Jień
en.
Wladysmwa Andel1Sa p.t. .,Bez
Ds-ta,1l1iegD rozxliziału". W ro.zóz;ia-
Iwh: "Bomby. wojlna.". ,,iOrna.ki
zmia,ny", "Niezwykli
oście i...
wolność" , gen. Andens opowiada
historię swego 20-miesięClZ1l1ego u-
więzienia na Łubiance tw tym 7
miesięcy w celi pojedylJ1czej). W
daols1zych I'Ozd:zia!lach pilSle o na-
rodzinach polskJiej a
ii w ZSSR,
D przybysz3JCh z LDndvnu (gen.
SzysoZJkD-BohulSiZ, Józef Retill1\!!er,
prof. KDt) i D wspó
racy z nimi,
D przybyciu gell1. Si'korsk,iego i jegO'
rozmowie ze Stalinem na Kremlu
w dni,u 3 grudnia 1941, wresilCie o
zabieg3JCh D ewaJkuację polslkiej
ludności cywirtnej.
. Dl1ugi Ddcinek eseju his.tDrycz.ne-
go o Wie]Dpols'kim pi6ra Mariana
Kukiela ma tytul ..Poli{y,k'a i P!fV-
wata". Jest tO' da'lsza cozęść obszer-
negO' spratWlozdal1,ia o 3 _ tomow
j
książce A. M.
oW1S,kuegD o
A]e](sallld,"ze Wielopolskim.
. Zygmunt NowaJkOiWSlki krytyc'Z!l1ie i
zgryźliwie ocenia ,,mos,1 powietrz-
ny". kltórym Alirunci :Ziaopatrują od-
cięty przez Rosjan Berlin, w
rod-
ki dO' życia. "CÓŻ ,za piekielny
aJbsluord! - pisze NDwa,kowsik.i -
ZginęłO' chyba kilkadlzies.iąt miliD-
nÓW ludzi, n.ajZlUpe
niej niewin-
nych, a dziś zd3Jje się iść tyLkO' D
tO'. aby dokaormiać dwa mi'liony
Niemców będącyoh spralWCami tra-
gedii calłegD św.i3Jta... ". Tytuł fe-
lietOll1u: "Basic Petro!".
. O "UlI1i'wersy,tetach w Po]sce" pi-
sze Wn.toIDgia, okO'ło 1540-1971.
Zebrala i Dpracowała M.atylda Wóśniew-
sika.
I'Ledmową opal\:rzył Ryszard Ma-
t\l!;'leWISIki. PDjezierze, Olsztyn.
w pDs,iadaniu zbier3JC'ZJa pDloników J. G.
Mier-JędiJ1zejewicza. Ciekawym SLcze-
gółem jest że z obu stron medalu w
n3Jpisie znajdują się orły bez k.
. :'-ol:
;
A
.
f
.
.
;.:....
'
c
"
-:
m'"
.,.
:!'"
.
ff
.'
:n" ... .- '...
o JERZYM KOSIŃSKIM
W przeglądzie nowDsci Ii,terackich w
,.sund
y Telegraph" (24 czerwca) Jan i -
ce EI,hO'tt, wymieniając Dstatnią powieść
Kosiń.sk;egO' .,The devid's tree" (pDr.
Ostatni lam w nr. 1407 "WiadDmDśC i ")
na.zywa gO' "ri1a.rveJ.loulSly equipped
Książki nadesłane
Vlich
1 Borwicz. Ec'r.its des condam-
nes a mort sous l'DccupatiDn nalZ.it'.
P:reface de R,ene Cassill1 Nouvelle
edi,tion rev-ue et a'u
eniI
e. EditiDns
Ga.łHmard. 1973; str. 374 i 8 '\lI1
Jerzy' Walicki. Reli'gious life i
PD-
]aII1d. 11l1lterpres& PublLSihers, WaTSaw,
1970: str. 83.
Józef BujnoW5ki. Niektóre uwagi D
,
;!I
..ł. .,..
-
.;
....-
'"
.. "'.,
J'I:-
"\'
'..
...... ..
'-\,{.-: '. ...."
. ), ,._._'
:'i
0('
.Ij
..y
1&..'
.. .
..,:;
- ...
Jerzy KDsiński (UT. w PDlsce w r. 1933),
który został tegorocznym prezesem ame-
rykań.skiegD PEN-Clubu (pDr. notatkę w
K.romce w
r. 1416 "WiadomDści") jest
pierwszym pls
rzem cud'ZlDz
ems,kiegD pD-
chDdzenia, wybranym na tO' stanDwiskD.
t.zw. IV sysltemie weryfi'kacy
nym. Pre-
print from: Dutch Cootributions tO' the
Seventh I'ntema,ti'Oin.aJ Cong-ress Df Sla-
vists; str. 72.
Stanislaw Kirkor. Les Donataires
pD]Dnais de NapDleDn. l,nstitmum His-
toricum PDlonicum RDmae Rzym. ]972:
str. 39.
....... ...,. ""
,,.
"...."
.....
Published by "Wiadomoki",
67 Grcat Russell Street. W.Ct.
and pritlt
bv
Wbite Eagle Press Ltd., (T.U:,
2, Vme Lute, Tooley Street, S.EJ